[b]Rz: Czy w obecnej sytuacji manewr Jacka Rostowskiego, aby kredytować budżet pieniędzmi z Unii Europejskiej, jest uzasadniony?[/b]
Stanisław Gomułka: Dochody i wydatki unijnych środków powinny się bilansować w dłuższym okresie. Polska tak jak inne kraje będzie rozliczona przez Komisję Europejską z tego, na co poszły jej fundusze. Nie powinno się dopuszczać kredytowania bieżących nieunijnych wydatków budżetu z tych pieniędzy bez oficjalnej zgody UE. W przypadku braku takiej zgody każda unijna złotówka nadwyżki powinna być zapisana na specjalnym rachunku i oczekiwać na projekt, który sfinansuje. Mam nadzieję, że minister finansów złoży Polakom i organom UE precyzyjne sprawozdanie z tego, na co wydaje unijne pieniądze. [wyimek]Mam nadzieję, że minister finansów złoży Polakom i organom Unii Europejskiej precyzyjne sprawozdanie z tego, na co wydaje unijne pieniądze[/wyimek]
[b]Wykorzystanie środków unijnych na inne cele – przynajmniej okresowo – pozwala załatać dziurę budżetową.[/b]
Sytuacja tegorocznego budżetu i polityka fiskalna rządu nie wyglądają ani tak, jak to przedstawia opozycja, ani też tak, jak to opisuje rząd. W ustawie budżetowej na ten rok rząd spodziewał się wzrostu wpływów podatkowych o 13 proc. w stosunku do wykonania w 2008 r., przy wzroście PKB o 4,8 proc. Wynika z tego, że zakładał znaczny wzrost obciążenia gospodarki podatkami. Rząd zakładał też spadek deficytu budżetowego. W nowelizacji, w świetle faktów za pierwsze półrocze, rząd skorygował swoje oczekiwania – wzrost gospodarczy ma wynieść prawie zero, a wpływy podatkowe mają spaść o około 4 proc. Czyli zamiast wzrostu mamy spadek wpływów podatkowych w stosunku do PKB. Krótko mówiąc, w trakcie realizacji budżetu rząd zmienił politykę fiskalną z dość restrykcyjnej na całkiem ekspansywną.
[b]Jednocześnie doprowadził do radykalnego wzrostu deficytu.[/b]