Łotwa huczy z oburzenia. W czasie gdy co piąty Łotysz jest bez pracy, rząd podwyższył podatki, tnie emerytury i pomoc socjalną, urzędnicy i szefowie państwowych i samorządowych firm przyznają sobie gigantyczne wypłaty i nagrody.

Na przykład w banku Parex - który przed bankructwem uratowało przejęcie przez państwo, odchodzący członkowie zarządu dostali rekompensaty dochodzące do ponad 400 tys. dol. na osobę. W sumie pięciu odwołanych członków zarządu zainkasowało ponad 1,2 mln dolarów. W należącej do samorządu elektrociepłowni (Rigas Siltums) w Rydze płace szefostwa dochodziły w ubiegłym roku do 32 tys. dolarów miesięcznie. W miejskiej firmie transportowej (Rigas Satiksme) szefowie wypłacili sobie nagrody po 50 tys. dol., a szeregowym pracownikom zafundowali obniżki.

Kompromitujące dane wydostali z serwera Służby Dochodów Państwowych aktywiści Narodowej Armii Czwartego Przebudzenia. Jak wyjaśnili publicznie, wiosną 2009 r odkryli dziurę w bazie danych rządowego serwera i przez kilka miesięcy ściągnęli informacje o dochodach m.in. pracowników kancelarii prezydenta, rady ministrów, państwowych inspekcji w tym Inspekcji Ochrony Danych; firm i banków z udziałem państwa i samorządów. W sumie ściągnęli 7,4 miliony dokumentów (120 gigabajtów).

Organizacja chce wykorzystać posiadane informacje do ujawnienia Łotyszom prawdziwego oblicza rządzących. Stawia sobie za cel pociągnięcie do odpowiedzialności tych, którzy „rozgrabili kraj”. I zabrała się do tego, trzeba przyznać, bardzo poważnie. Swoją siedzibę ma w Wielkiej Brytanii. Dla własnego bezpieczeństwa. Chce w ten sposób uchronić się od kontrataku służb specjalnych Łotwy.