Rok 2011 będzie wyzwaniem

- Konieczna jest dyskusja o sposobie liczenia długu – mówi Dariusz Filar, były członek RPP

Publikacja: 02.04.2010 04:07

Rok 2011 będzie wyzwaniem

Foto: PARKIET, Szymon Łaszewski Szymon Łaszewski

[b]"Rz":[/b] Zadłużenie kraju na koniec 2009 r. tylko o włos było niższe od 50 proc. PKB, czyli pierwszego konstytucyjnego progu ostrożnościowego. Tak naprawdę jednak – licząc, jak nakazuje Bruksela – przekroczyło go o 1 pkt proc.

[b]Dariusz Filar:[/b] Świat nas ocenia według metodologii ESA 95, jednak rząd obowiązują zapisy konstytucyjne, pytanie, na ile te dwie metody liczenia udałoby się zsynchronizować? Coraz ostrzejsza staje się dyskusja na temat metodologii unijnej, pojawiają się bowiem zarzuty, że jest ona ustawiona pod te kraje, które nie rozwiązały swoich problemów emerytalnych. My jesteśmy lepsi, i to trzeba powiedzieć z całą powagą. Być może to jest właśnie moment, aby zacząć dyskutować z partnerami europejskimi, aby zaczęto rozróżniać dług ujawniony i nieujawniony i do tego dopasować sposób liczenia.

[b]Czy uda się przekonać KE do takiej zmiany?[/b]

To może być trudne, bo naszym sojusznikiem jest tylko Szwecja. Tylko ona przeprowadziła już reformę emerytur.

[b]Prognozy poziomu długu, jaki zanotujemy na koniec tego roku, mówią, że nawet podwójne liczenie nie uchroni nas przed przekroczeniem pierwszego progu ostrożnościowego. A w krótkiej perspektywie nawet 55 proc. PKB, czyli drugiego progu.[/b]

To zależy, co uda się zrobić ministrowi Rostowskiemu z budżetem na 2011 rok. Wyzwanie jest.

[b]A co może się udać?[/b]

Plany, które zostały ujawnione, są niewystarczające, aby obniżyć potrzeby pożyczkowe kraju. Obszar, w którym można przeprowadzać cięcia wydatków, praktycznie skurczył się do zera. Tak więc nie ukrywam, że minister jest w potwornie trudnej sytuacji. Mamy rok wyborczy, mamy wyzwanie w postaci utrzymania się poniżej progów ostrożnościowych i mamy umiarkowany wzrost gospodarczy. W tej ostatniej kwestii nie można oczekiwać istotnego przyspieszenia. Na 2011 r. realne jest osiągnięcie wzrostu PKB na poziomie 3 proc. z małym ogonkiem. To jest całkiem dobry wynik jak na dzisiejsze czasy, ale to absolutnie nie jest 4,5 proc., a taki był średni wzrost od połowy lat 90. Przy umiarkowanym wzroście nie wyrastamy z nadmiernego deficytu. Pozostają cięcia, ale aby ciąć wydatki sztywne, wymagane są zmiany ustawowe.

[wyimek]Według moich wyliczeń – zgodnych ze starą uchwałą RPP – wypłata z zysku NBP powinna wynieść 7-8 mld zł[/wyimek]

[b]Co nam pozostaje?[/b]

Pozostaje przesuwanie części wydatków poza budżet, ale to rozwiązanie krótkookresowe. Pozostaje redukowanie długu poprzez prywatyzację, ale to zadanie innego ministra. Można starać się pokazywać, że istnieje synchronizacja polityki fiskalnej i pieniężnej, że nie będą nam rosły, a może nawet uda się trochę obniżyć, koszty obsługi długu. Ale to wymagałoby bardzo dobrej współpracy Ministerstwa Finansów i NBP. I to jest właściwie wszystko. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli poziom długu przekroczy 55 proc. i stanie się to w przyszłym roku, to dowiemy się o tym w 2012 r. i dotyczyć będzie budżetu na 2013 r. A ten będzie konstruowany już w innych warunkach politycznych i może z większym polem działania.

[b]Czy w takim razie założenie, że uda się obniżyć deficyt finansów publicznych do 6,9 proc. PKB na koniec 2010 r., jest błędne?[/b]

Powiedziałbym, że jest to ambitne przedsięwzięcie.

[b]Są jeszcze możliwe zmiany podatkowe. Wiadomo, że podatków dochodowych rząd nie odważy się ruszyć, ale można próbować zmian w VAT.[/b]

Przepisy o VAT wymagają uporządkowania. To jest sfera, w której można poszukiwać dodatkowych wpływów podatkowych. Z punktu widzenia gospodarki to trafniejszy wybór niż dotykanie podatków bezpośrednich.

[b]Jakie w takim układzie – gdy wzrost PKB jest poniżej potencjału, zmian nie będzie, a pole do cięć praktycznie nie istnieje – są obawy związane z przyszłorocznym budżetem?[/b]

Przygotowanie budżetu na 2011 rok może być bardzo trudnym zadaniem. Natomiast jeśli chodzi o realizację budżetu tegorocznego – zważywszy że został oparty na bardzo konserwatywnych założeniach – to nie powinna natrafić na specjalne problemy. Pamiętajmy, że do budżetu trafi niezaplanowana wpłata z zysku NBP. Według moich wyliczeń – zgodnych z uchwałą RPP z 19 grudnia 2006 roku i stosowanymi dotąd zasadami rachunkowymi – powinna ona wynieść od 7 do 8 mld zł. Wiemy już, że zarząd NBP doliczył się 4,2 mld. A nowa RPP – zmieniając uchwałę z grudnia 2006 r. – stworzyła zupełnie nową sytuację prawną. Niezależnie od ostatecznego rozwiązania konfliktu zysk jednak będzie.

[b]Ministerstwo Finansów chciałoby 12 mld zł.[/b]

Może by i chciało, ale wydaje mi się, że pełne zastosowanie „starej” uchwały RPP takiego wyniku nie wskazuje. O moim własnym szacunku już wspomniałem. Czy pozwoli doliczyć się takiego wyniku „nowa” uchwała? Nie wiem. Jestem zwolennikiem zasady, że sposobu liczenia rezerwy nie zmienia się z okresu na okres. W grudniu 2009 r. poprzednia RPP na temat takiego podejścia rozmawiała z audytorem. W mojej własnej ocenie – opartej na dotychczasowych zasadach – rezerwa i tak może sięgać 12 – 13 mld zł.

Opinie Ekonomiczne
Marcin Piasecki: Marzenie stanie się potrzebą
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę