Państwo nie umie zarządzać

Przejęcie Banku Zachodniego WBK przez PKO Bank Polski łączy się z ryzykiem politycznej gry o stołki, mówi szef funduszu Enterprise Investors w rozmowie z Anną Koper i Jakubem Kuraszem

Publikacja: 30.06.2010 04:00

Państwo nie umie zarządzać

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

[b]Rz: Jedną z najciekawszych przygotowywanych obecnie transakcji jest sprzedaż Banku Zachodniego WBK przez irlandzki AIB. Patrząc z perspektywy historycznej, mamy tu choćby na myśli zaangażowanie Enterprise Investors w Lukas Banku (został sprzedany ostatecznie francuskiemu Credit Agricole), duże przedsięwzięcia w sektorze finansowym nie są wam obce. Niedawno pisaliśmy o tym, że Credit Suisse został wynajęty, by pomóc PKO BP w przejęciu konkurenta. Jest tam też furtka np. dla funduszy private equity, które może mogłyby kupić obligacje PKO BP. Czy moglibyście być zainteresowani takim przedsięwzięciem?[/b]

[b]Jacek Siwicki:[/b] Nie, a wynika to przede wszystkim z dwóch czynników. Po pierwsze czasy zarabiania na takich transakcjach w sektorze finansowym już się chyba skończyły. Zwłaszcza że szukamy co najmniej trzykrotnego zwrotu na zainwestowanym kapitale. Przeciętnie udaje nam się osiągnąć zwrot na poziomie 2,5 – 2,7 razy wydana kwota. Nie chcemy brać udziału w transakcji, która potencjalnie znajdzie się poniżej tej średniej.

[wyimek]Nie wierzę, że państwo jest w stanie w dłuższym okresie sensownie zarządzać jakąkolwiek instytucją[/wyimek]

[b]Nie ma szans na taki zwrot, bo akcje BZ WBK są za drogie? Są wyceniane obecnie na ponad dwa razy wartość księgowa...[/b]

Jest to przede wszystkim kwestia perspektyw wzrostu. Nie wydaje mi się, by akcje BZ WBK udało się kupić bardzo tanio, a sprzedać bardzo drogo, więc prosty arbitraż na współczynnikach pewnie nie do końca wchodzi tu w grę. Oznacza to, że trzeba podwoić, potroić zyskowność tej instytucji. Aby to zrobić, należałoby znacząco zwiększyć skalę operacji poprzez wprowadzenie nowych produktów albo zabranie części rynku konkurencji. Obawiam się, że nie byłoby to łatwe.

[b]Czy dopuszcza pan taką sytuację, by w Polsce powstała państwowa instytucja, która byłaby 15. bankiem w Europie z regionalnymi aspiracjami?[/b]

Nie wierzę w to, że państwo jest w stanie w dłuższym okresie sensownie zarządzać jakąkolwiek instytucją. Za dużo firm sprywatyzowałem, by nie wiedzieć, jak wiele elementarnych patologii można przy okazji wyeliminować. Pamiętam np., że w Zelmerze tuż po prywatyzacji się okazało, że żeby pobrać odzież ochronną, trzeba było mieć kilkanaście pieczątek i podpis prezesa. To są naprawdę proste choroby, które państwo toleruje. Skala niedociągnięć czy pomyłek przy przejęciu BZ WBK byłaby oczywiście innego kalibru, ale jak co parę lat prowadzona byłaby dyskusja, kto po wyborach zostanie prezesem. Niedawno pojawiła się inicjatywa powołania komisji nominacyjnych przez Radę Gospodarczą przy Premierze, co z kolei wywoła burzę dyskusji, czy są w nich właściwi eksperci, kto ich wybrał itd. To są występujące prędzej czy później meandry i zaułki władztwa państwowego. W przypadku firm prywatnych, zwłaszcza kontrolowanych przez private equity, mamy jasno sformułowaną funkcję celu – właściciele oczekują wzrostu ich wartości, co jest możliwe, gdy zwiększają się zyski. Żeby zyski były większe, trzeba zaś przyciąć koszty i zwiększać przychody. W instytucjach państwowych, niestety ta, funkcja celu jest znacznie bardziej pogmatwana, co musi się odbijać na jakości prowadzenia biznesu.

[b]Czy dobrze rozumiemy, że trochę pana męczy obecna doktryna polityki gospodarczej rządu, że nie prywatyzujemy wszystkiego do końca, tylko zostawiamy sobie ileś spółek strategicznych, w których będziemy zmieniać rady nadzorcze, wybierać zarządy? Czy z perspektywy praktyka jest pan zdania, że powinniśmy wszystko sprywatyzować do końca?[/b]

Moim ulubionym powiedzonkiem jest ostatnio stwierdzenie, że kompromis to najgorsza rzecz na świecie. Pojawiło się ono w wypowiedzi jednego z psychologów, który mówił o małżeństwie. Jako przykład podał parę, w której on lubi góry, a ona morze. Dlatego w ramach kompromisu co roku wyjeżdżają na wakacje do Kielc. Uważam, że spędzanie co roku wakacji w Kielcach w imię kompromisu jest bardzo kiepskim rozwiązaniem. A takie zagrożenie pojawia się w przypadku państwowych firm niesprywatyzowanych do końca. Istnieje spore ryzyko zmian we władzach, bo ktoś wcześniej np. poszedł nam na rękę albo uwodzimy koalicjanta, więc rekomendowanej przez niego osobie damy miejsce w radzie nadzorczej takiej firmy. To jest najgorszy z możliwych kompromisów.

[b]Czy firmy z portfela Enterpise Investors odczuły kryzys w gospodarce? Czy w pana ocenie on się powoli kończy, czy może przychyla się pan do coraz głośniejszej tezy, że wchodzimy w kolejny dołek koniunkturalny?[/b]

40 – 50 proc. firm z naszego portfela stanowią firmy związane z rynkiem konsumenckim, więc perspektywy oceniamy głównie przez ich pryzmat. Nie dostrzegam erupcji entuzjazmu po stronie konsumentów, czy ewidentnej poprawy sytuacji. Sytuacja naszych spółek nie jest zła, zwłaszcza że w wielu przypadkach udało nam się zainwestować w liderów, którzy radzą sobie relatywnie lepiej niż ich konkurenci. Nie można jednak powiedzieć, że nie obawiamy się kryzysu. Problem z kryzysem polega na tym, że wymaga on zwiększonego wyrafinowania w działaniu. Kiedyś do prowadzenia biznesu wystarczyło kilka prostych prawd. Teraz trzeba poszerzać horyzonty, gdyż się okazuje, że nie wystarczy skupić się na wahaniach kursu złotego do dolara czy do euro. Kryzys na przykład uświadomił wielu firmom, że ważny jest również kurs dolara do euro. Firmy muszą analizować wiele wskaźników. Rośnie też ich ostrożność, gdyż trudniej o prognozy. Dlatego na rynku jest mniej transakcji. Ciężko jest bowiem przewidzieć, co wydarzy się za kilka lat.

[b]W 2009 r. wartość polskiego rynku fuzji i przejęć przekroczyła 8,5 mld euro i była tylko nieznacznie niższa niż rok wcześniej. Czego można się spodziewać w tym roku? [/b]

Nie spodziewałbym się większego ożywienia, gdyż przed rynkiem wciąż stoją dwa ważne wyzwania. Po pierwsze przejmujący się zastanawiają, czy nie kupują za wcześnie, czyli za drogo. Po drugie zaś decyzja o zaangażowaniu w dany podmiot podejmowana jest na bazie prognoz. Jeśli będą one błędne, to konieczne może się okazać dokapitalizowanie przejętej firmy, co utrudni osiągnięcie odpowiedniego zwrotu na inwestycji. Na niekorzyść rynku działa również to, że mimo kryzysu oczekiwania cenowe sprzedających wcale znacząco nie spadły.

[ramka][srodtytul]CV[/srodtytul]

Jacek Siwicki jest prezesem Enterprise Investors, który od założenia w 1990 r. zainwestował już ponad 1,3 mld euro w około 120 firm. Fundusz zgromadził do tej pory kapitały przekraczające ponad 1,7 mld euro. Siwicki przeprowadził dla EI blisko 20 inwestycji, wśród których znalazły się m.in.Lukas Bank, Stomil Sanok, Polar, LPP i Zelmer. W portfelu funduszu znajduje się obecnie 25 spółek.[/ramka]

[b]Rz: Jedną z najciekawszych przygotowywanych obecnie transakcji jest sprzedaż Banku Zachodniego WBK przez irlandzki AIB. Patrząc z perspektywy historycznej, mamy tu choćby na myśli zaangażowanie Enterprise Investors w Lukas Banku (został sprzedany ostatecznie francuskiemu Credit Agricole), duże przedsięwzięcia w sektorze finansowym nie są wam obce. Niedawno pisaliśmy o tym, że Credit Suisse został wynajęty, by pomóc PKO BP w przejęciu konkurenta. Jest tam też furtka np. dla funduszy private equity, które może mogłyby kupić obligacje PKO BP. Czy moglibyście być zainteresowani takim przedsięwzięciem?[/b]

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Jak programy lojalnościowe wpływają na korzystanie z kart kredytowych?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje