– Nieprzyzwoite byłoby utrzymywanie tej zdyskredytowanej kultury premii dla bankowców w sytuacji, gdy rządy tną wydatki budżetowe, a koszty ponoszą np. pracownicy sektora publicznego – uważa Arlene McCarthy, eurodeputowana z brytyjskiej Partii Pracy. Była ona sprawozdawczynią przegłosowanych wczoraj przez Parlament Europejski w Strasburgu nowych unijnych przepisów, które mają ograniczyć bonusy bankowców. Po raz pierwszy państwa ingerują w zasady wynagradzania pracowników przez prywatne przedsiębiorstwa.
[srodtytul] Miliardy na ratunek[/srodtytul]
Powód jest prosty: od wybuchu kryzysu finansowego w 2008 r. rządy wydały już setki miliardów euro na ratowanie banków przed bankructwami, więc czują się współwłaścicielami tych instytucji i nie chcą, by wypłacane tam premie kłuły w oczy. To przesłanka społeczno-moralna. Druga jest jak najbardziej ekonomiczna: system wypłacania premii do tej pory premiował menedżerów proponujących operacje ryzykowne, nastawione na krótkoterminowy zysk.
– Reforma pomoże zbudować kulturę odpowiedzialności zamiast kultury lekkomyślności. Po kryzysie banki są prawie tak niepopularne jak politycy: muszą odbudować zaufanie i swoje bilanse – oceniła Vicky Ford, eurodeputowana brytyjskiej Partii Konserwatywnej. Nową dyrektywę poparli eurodeputowani wszystkich barw politycznych.
Według niej premie, a także świadczenia emerytalne dla menedżerów wysokiej rangi, muszą być ustalane w proporcji do stałych wynagrodzeń, choć nie określa się tu limitów.