Gorzki smak przyszłego triumfu

W finansach publicznych prowadzona jest gra: dobra wiadomość – zła wiadomość

Publikacja: 15.07.2010 02:27

Bardzo dobre wieści dotyczą bieżącej wysokości długu publicznego. Oficjalnie już wiemy, że relacja długu do PKB nie przekroczyła w 2009 r. I progu ostrożnościowego, zatrzymując się – co za zegarmistrzowska precyzja – na 49,8 proc.

Ministerstwo Finansów uniknęło zatem ujawnienia ciężkiego kryzysu finansów publicznych. Może przygotowywać budżet na przyszły rok tak, jakby nic złego się nie działo. Ale prawdopodobnie taki komfort ma po raz ostatni. I to jest zła wiadomość.

Kolejne granice będą przekraczane w najbliższych latach. Pierwsza na pewno już w tym roku, a druga – 55 proc. – być może w następnym. Minimalna redukcja deficytu budżetowego niewiele pomoże. Przy zahamowaniu prywatyzacji potrzeby pożyczkowe będą większe, a zatem i wielkość długu w przyszłym roku wzrośnie szybciej niż w bieżącym.

Ograniczając się do reguły wydatkowej oraz zamrożenia pensji budżetówki i nie decydując się na śmielsze reformy, rząd może się jedynie modlić o umacnianie złotego (mniejszy dług zagraniczny) i wyższą inflację (większy nominalny PKB). Oba te zjawiska nie muszą jednak wystąpić. A poza tym mają swoje granice. Tak czy owak, w pewnym momencie kryzys się ujawni.

Co może zrobić miłościwie nam panująca Platforma Obywatelska? Ma trzy możliwości. Może przegrać przyszłoroczne wybory, pozostawiając problem do rozwiązania następcom. Raz zdobytej władzy nikt jednak łatwo nie oddaje. Załóżmy zatem, że PO raczej będzie chciała zwyciężyć. Wtedy pozostaną dwa rozwiązania.

Pierwsze to sugerowana niedawno przez Jana Krzysztofa Bieleckiego zmiana prawa. Polegałaby na podwyższeniu progów lub złagodzeniu sankcji za ich przekroczenie. Jest to jednak umiarkowanie skuteczna metoda obniżania gorączki poprzez przeskalowanie termometru. Dlatego wydaje mi się, że rząd, który powstanie po przyszłorocznych wyborach, będzie skazany na reformę finansów publicznych.

I tu pojawia się bardzo interesujące pytanie. Czy w kampanii wyborczej, która przecież już się zaczęła, główni pretendenci potraktują wyborców poważnie? Żeby tak się stało, musieliby wtłoczyć informacje – znane dziś niewielkiej grupie ludzi interesujących się gospodarką – do głów większości elektoratu. Po czym uczciwy program wyborczy powinien zawierać plan zmiany tej sytuacji z uzasadnieniem ekonomicznym i społecznym.

Taki wariant nie jest wykluczony, ale – jak pokazuje kampania prezydencka – mało prawdopodobny. Jeśli bowiem kandydaci na prezydenta prześcigali się w zapowiedziach, co komu dadzą i czego nie zabiorą – choć prezydent ma niewielkie w tym zakresie możliwości, trudno przypuszczać, aby partie w wyborach parlamentarnych zachowały się inaczej.

Wygra zapewne ten, kto obieca więcej. Ale zaraz po zwycięstwie pozna jego gorzki smak. Z przyjemnego snu o spokojnym sprawowaniu władzy budzić go będzie świadomość, że dług jest zbyt wysoki, a weksle wyborcze niemożliwe do spłacenia.

[i]Felietony ekonomiczne w wydaniu online

www.rp.pl/ekonomia/felieton[/i]

Bardzo dobre wieści dotyczą bieżącej wysokości długu publicznego. Oficjalnie już wiemy, że relacja długu do PKB nie przekroczyła w 2009 r. I progu ostrożnościowego, zatrzymując się – co za zegarmistrzowska precyzja – na 49,8 proc.

Ministerstwo Finansów uniknęło zatem ujawnienia ciężkiego kryzysu finansów publicznych. Może przygotowywać budżet na przyszły rok tak, jakby nic złego się nie działo. Ale prawdopodobnie taki komfort ma po raz ostatni. I to jest zła wiadomość.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację