Gdy do ich klubu dołączono uboższe reguły, te zaczęły blokować reformy emerytalne. Państwa, które podjęły się tego ambitnego zadania, nie były w stanie utrzymać w ryzach ani długu publicznego, ani deficytu finansów publicznych.
Były dwa wyjścia. Albo rezygnacja z reform, albo – co bardziej korzystne dla gospodarki, ale nie do zaakceptowania przez społeczeństwo – bardzo bolesne oszczędności w budżetach. Pierwsza droga wygodna i łatwa (popierali ją w jakiejś części ministrowie Rostowski i Fedak) dawałaby natychmiastowe oszczędności dzięki odebraniu obywatelom pieniędzy odłożonych w funduszach emerytalnych lub tylko zmniejszeniu płaconej do nich składki. Jednocześnie likwidacja reformy oznacza, że w miarę jak społeczeństwo będzie się starzeć, obciążenia pracujących będą drastycznie rosły.
Na szczęście Bruksela zaproponowała, by przez pewien czas koszty reformy emerytalnej nie były brane pod uwagę przy liczeniu długu publicznego. To bardzo dobre rozwiązanie. Rządy państw zmieniających system emerytalny dostały tylko chwilową ulgę w liczeniu długu czy deficytu budżetowego. Pozwoli im to doczekać ożywienia gospodarczego czy przetrwać bez bolesnych reform do wyborów parlamentarnych. Ale potem temat trudnych reform będzie musiał wrócić.