Z obu krajów do światowej opinii publicznej docierają prawie wyłącznie takie informacje i opracowania o euro, które można krótko określić jako czarny PR.
Fakty są takie, że euro przez pierwsze osiem lat istnienia umacniało się znacząco wobec dolara. Z jednej strony oznaczało to mniejszą konkurencyjność krajów strefy euro, z drugiej zaś USA powoli zaczynały tracić pozycję lidera światowej gospodarki, a aktywa amerykańskie stawały się coraz tańsze dla reszty świata. W Polsce dolar stracił bardzo szybko niezagrożoną, wydawałoby się, pozycję głównej waluty służącej do przechowywania oszczędności.
Euro funkcjonowało bez większych zagrożeń do kryzysu lat 2008/2009. Bezlitośnie ujawnił on słabą stronę euro, którą okazało się nadmierne zadłużenie sektora publicznego kilku krajów. Doprowadziło ono do kłopotów z wypłacalnością, a sytuację ratuje solidarnościowa pomoc finansowa z Europejskiego Banku Centralnego i innych krajów.
Zagrożeniem dla euro jest kwestia zdolności całej strefy do ponoszenia kosztów ratowania państw zagrożonych niewypłacalnością. Kraje o zdrowych finansach publicznych mogą się nie zgadzać na ponoszenie finansowych konsekwencji niefrasobliwości polityków w państwach zagrożonych kryzysem finansowym. Kłopoty krajów wymagających pomocy wzięły się głównie z nieprzestrzegania dyscypliny finansowej i praktycznej niemożności egzekwowania dyscypliny fiskalnej.
Stan strefy euro znów skłania wielu do wieszczenia jej rychłego końca. Jest to jednak czarnowidztwo bez pokrycia. Zarówno wola polityczna przywódców krajów Unii, jak i siła gospodarcza krajów Europy doprowadzą do pokonania trudności, które stoją przed euro.