Niektórzy politycy, w tym Donald Tusk i Viktor Orban, przestrzegali, że ten pakt oznacza powstanie Europy dwu prędkości. Ale nawet wielu z tych, którzy uznawali racje Paryża i Berlina, oczekiwało, że w szczytach państw strefy euro będą uczestniczyć – jako obserwatorzy – kraje, gdzie wciąż obowiązuje narodowa waluta.
Ponad miesiąc później kolejne spotkanie w sprawie paktu odbyło się jednak wyłącznie w ekskluzywnym gronie państw strefy euro. Decydująca okazała się opinia przewodniczącego Unii Hermana Van Rompuya, który zgodził się na harmonogram nakreślony w Berlinie i Paryżu. Godząc się na szczyty ekonomiczne eurogrupy Van Rompuy przyjął do wiadomości, że zasada consensusu między wszystkimi państwami Unii i tak de facto nieobowiązująca od lat – jawnie odchodzi do lamusa.
Co więc pozostaje takim krajom jak Polska, które chcą zachować kontakt z europeletonem? Po pierwsze, podkreślać, że część standardów z katalogu rygorów zawartych w pakcie dla konkurencyjności Polska już spełnia. Po drugie, brać za dobrą monetę niejasne obietnice mówiące o tym, że w przyszłości będziemy uczestniczyć w szczytach eurolandu. Choć i tak nie zmieni to faktu, że wciąż nie wiemy, jak długa jest to perspektywa, i czy kandydaci do strefy euro będą mieli prawo głosu. Mimo to premier Donald Tusk zasugerował w piątek, że moglibyśmy uczestniczyć w planowanym na 24 i 25 marca przyjęciu katalogu zasad dyscypliny finansowej państw eurolandu.
Wiele stolic po cichu liczy jednak na to, że ujednolicenie polityki finansowej 17 państw UE będzie trudniejsze i żmudniejsze niż to się duetowi Sarkozy – Merkel wydaje. Ale to opinie anonimowe, bo nikt nie zamierza się narazić na opinię nieprzyjaciela eurostrefy. A jeszcze mniej polityków chciałoby przyznać, że na naszych oczach doszło jednak od podziału Unii na trzy grupy krajów. Klub strefy euro z Niemcami i Francją na czele, w którym wypracowywane będą strategiczne decyzje ekonomiczne Unii. Klub kilku outsiderów, takich jak Polska i Dania, którzy starają się jak najmniej oddalać od państw strefy euro. Wreszcie klub takich państw jak Wielka Brytania czy Czechy, które dumnie chcą iść swoją drogą.
Jak długo jeszcze będzie to jedna Unia w jej dawnym kształcie?