Koledzy dworują sobie z dopracowanego stylu architekta. Jego czarny długi płaszcz jednym się kojarzy z Morfeuszem z „Matriksa", innym z Herr Flickiem z „Allo, allo". Filmowo.
– Plotkują, złośliwcy, panie profesorze, że panu ktoś doradza w sprawach stroju – zagajam. – Naprawdę tak mówią? Żona mi trochę doradza – Kuryłowicz robi wrażenie ubawionego.
Styl jest mityczny niemal tak samo jak urok osobisty i zdolności perswazyjne architekta. Mówiąc o czymś kontrowersyjnym, pochyla się w stronę rozmówcy, nie spuszczając z niego wzroku. Inna rzecz, że wzrok ten ukrywa za szerokimi czarnymi oprawkami okularów.
Czarny worek treningowy
Siedzimy w jego gabinecie, który zupełnie nieoczekiwanie znajduje się na parterze budynku mieszczącego pracownię, przy samym wejściu, dokładnie za plecami recepcjonistki. I stoi w nim więcej modeli samolotów niż modeli budynków. Poza tym absolutna klasyka XX wieku – kanapa i fotel Grand Confort z czarnej skóry i chromowanych rurek projektu Corbusiera, Pierre'a Jeannereta i Charlotte Perriand z 1929 oraz najsłynniejsza leżanka świata, LC4, tych samych autorów. – Leżałem na niej tylko raz, gdy mi wypadł dysk – podkreśla 62-letni architekt, maratończyk, zapalony narciarz i żeglarz. – Wstaję o 6.30 rano, dwa – trzy razy w tygodniu biegam, także zimą. O 9 jestem w firmie. Nigdy nie byłem „na chorobowym".
W rogu gabinetu wisi czarny worek treningowy. Nietuzinkowy prezent od pracowników. – Urządza naloty, podczas których zdarza mu się bezceremonialnie krytykować pracę swoich podwładnych. Uchodzi za wzór lidera, choć jego zarządzanie opiera się raczej na incydentalnych interwencjach niż na jakiejś przemyślanej strategii. Projektom nie poświęca więcej niż kilka procent swojego czasu. Tworzą je świetni architekci zatrudnieni w pracowni – mówi mi anonimowo architekt, dawny pracownik Kuryłowicza. – Wielki sukces ma jak zawsze i drugą stronę. Kuryłowicz wysysa swoich pracowników, jego zachowanie budzi wiele frustracji i negatywnych emocji, wielu odeszło z firmy w ciągu ostatniego roku. Ma umiejętność sterowania otoczeniem dla realizacji swoich ambicji. Gdy manipuluje ludźmi, to w sposób wręcz podręcznikowy, choć zawsze w białych rękawiczkach. A prywatnie – uroczy człowiek.
– Ma w sobie coś ze sportowca, takiego, który nie odpuszcza, zdeterminowanego, może despotycznego, ale nic dziwnego, że jako lider dyktuje warunki, jest nastawiony na przezwyciężanie trudności – broni trudnego charakteru Kuryłowicza Bulanda. – Nigdy nie spotkałem się z nieuczciwą walką – podkreśla.
– Irytuję się łatwo i czytelnie wyrażam swoje opinie – przyznaje z uśmiechem architekt. – A w biurze tej wielkości czas, który jako szef mogę poświęcić na każdy z projektów, jest ograniczony. Staram się jednocześnie znaleźć czas dla rodziny, ostatnio powiększyła się o parę znakomitych wnuków. Pilnuję natomiast, by nie obniżać jakości tworzonych w pracowni projektów, i mam nadzieję, iż doceniają to nasi zleceniodawcy.
Doceniają też studenci. Kuryłowicz jest jednym z najbardziej zaangażowanych wykładowców Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, do którego katedry studenci walą drzwiami i oknami i o której się mówi, że jest poszukująca, otwarta na trendy, popularyzuje to, co się dzieje na świecie. – U profesora robią dyplom najbardziej ambitni, tacy, którzy wiedzą, że będą musieli na kilka miesięcy zrezygnować z uroków życia studenckiego. Część z nich liczy, że później uda im się dostać pracę w jego biurze – mówi Natalia Paszkowska, współautorka polskiego pawilonu na Expo w Szanghaju, która u Kuryłowicza robiła dyplom, a w jego pracowni odbyła kilkumiesięczny staż. – Jest bardzo wymagający, ale to wszystkim wychodzi na dobre.
– Stefan i Ewa Kuryłowiczowie są jednymi z najbardziej poważanych postaci na wydziale. Ich charyzmatyczne osobowości oraz interesujące poglądy mają wpływ na wielu studentów oraz pracowników akademickich, o czym świadczy fakt pozytywnego przyjmowania proponowanych przez państwa Kuryłowiczów reform Wydziału Architektury – dodaje Szczęsny.
– Należy pamiętać, że to właściwie działalność charytatywna – ocenia Miłobędzki.
Totalnie atrakcyjna broń
Megawpływowy, megamocny – tak dziś określają Kuryłowicza w branży, nawiązując do znanej kreskówki o nieprawdopodobnie przystojnym mistrzu wszelkiego zła, który po pokonaniu swego przeciwnika, superbohatera Metromana, wpada w depresję i nawraca się. Zanim to się jednak stanie, mówi o sobie: „W odwiecznej walce dobra ze złem zawsze wygrywało dobro, jednak od niedawna zło ma tajemną, nieprawdopodobną, totalnie atrakcyjną broń – mnie".
Megazłośliwe, prawda? Lecz złośliwości są jedyną bronią, na jaką wielu może się zdobyć wobec osoby o tak szerokich możliwościach – laureata najważniejszego polskiego wyróżnienia architektonicznego, czyli Honorowej Nagrody SARP, cenionego profesora Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, wieloletniego członka Miejskich Komisji Urbanizacyjno-Architektonicznych w Warszawie. Wreszcie jedynego europejskiego architekta, którego ONZ zaprosiła do zespołu opiniującego modernizację głównej siedziby organizacji w Nowym Jorku, budynku projektu takich sław jak Le Corbusier i Niemeyer.
Architekta, który przetrwał prokuratorskie zarzuty sprzed kilku lat w sprawie wyłudzania podatku VAT (osobiście podpisywał faktury, w sumie na ponad 2 miliony zł, za prace projektowe, które wykonywali tokarz i ogrodnik). Gdy sprawa wyszła na jaw, komentował, że podpisywał „w ciemno".
Dziś powtarza to samo, dodając, że decyzja Urzędu Kontroli Skarbowej została uchylona i wycofana do ponownego rozpatrzenia. I że wciąż ufa ludziom.
Na pytanie, jaka jest największa porażka człowieka sukcesu, odpowiada:
– Nie interesują mnie porażki.
Kuryłowicza budują:
- Giełdowa spółka BBI Development NFI w 2010 r. połączyła siły z deweloperem Juvenes. Realizuje znaczące projekty, takie jak rewitalizacja zabytkowego kompleksu Fabryki Wódek Koneser w Warszawie, biurowca Supersam na placu Unii Lubelskiej. W Szczecinie chce budować osiedle mieszkaniowe Małe Błonia. W 2010 r. spółka osiągnęła 66,6 mln zł przychodów wobec jedynie 990 tys. zł w 2009 r. Wtedy miała też ponad 9 mln zł straty netto. W 2010 r. już 13,5 mln zł zysku. Ostatnim przedsięwzięciem jest umowa na przebudowę domu towarowego Sezam w Warszawie.
- Znacznie mniej wiadomo na temat Wolf Immobilien Polen. Spółka deweloperska kojarzona jest ze znaną w biznesie hotelarskim rodziną Likus, jednak nie wiadomo, jaki pakiet udziałów kontroluje. Na jej stronie czytamy, że akcje należą do siedmiu udziałowców z kraju i zagranicy. Firma powstała w 1996 r., jej kapitał zakładowy to 35 mln zł. Zbudowała w Warszawie m.in. biurowce przy ul. Zielnej, Marszałkowskiej, Francesco Nullo. Ostatnim projektem jest dom towarowy przy ul. Brackiej, w którym mają się znaleźć butiki luksusowych marek. —pm