Rośnie atrakcyjność Polski dla inwestorów

rozmowa z prof. Zbigniewem Zimnym, ekspertem ONZ ds. bezpośrednich inwestycji zagranicznych

Publikacja: 28.07.2011 07:07

Rośnie atrakcyjność Polski dla inwestorów

Foto: Fotorzepa, Andrzej Wiktor AW Andrzej Wiktor

- W ubiegłym roku napływ inwestycji zagranicznych do Polski spadł trzeci raz z rzędu. Tymczasem na świecie inwestycji przybyło. Czy mamy się czym martwić?

- Uważam, że nie. W prawie wszystkich krajach Unii Europejskiej poziom inwestycji zagranicznych w ubiegłym roku był znacznie niższy niż w rekordowym roku 2007. Spadek w Polsce był mniejszy od unijnej średniej i płytszy niż w 14 krajach członkowskich.

- Co wyznacza atrakcyjność inwestycyjną kraju?

- Nie ma cudownej recepty na przyciąganie inwestycji. Są natomiast określone grupy motywacji ekonomicznych, skłaniających firmy do inwestowania za granicą, które się nie zmieniają.

- Jakie to motywacje? I które odgrywają najważniejszą rolę?

- Pierwsza to dostęp do dużych i dynamicznych rynków zbytu. Dlatego tak duże kraje jak Chiny, Brazylia, Indie czy USA zawsze będą uzyskiwać więcej inwestycji niż kraje mniejsze. Z tym, że w ujęciu globalnym to się nieco zmienia, bo liczą się rynki regionalne.

-Polska to rynek duży czy mały?

- W skali światowej Polska ma rynek średni. Ale dostaje bardzo dużo inwestycji nakierowanych na eksport, gdyż ma dostęp do wielkiego rynku Unii Europejskiej. Dla wielu zagranicznych firm np. z Azji stajemy się furtką do Europy.

- Wróćmy do powodów, które decydują o wyborze kraju do inwestowania.

- Drugi motyw to redukcja kosztów produkcji. Inwestorzy lokują produkcję np. części zamiennych, albo komponentów tam, gdzie te koszty są niższe. Lokują w Polsce, żeby eksportować do Unii. Lokują w Chinach, by stamtąd wysyłać na cały świat itd. Trzeci motyw to dostęp do zasobów naturalnych: ropy i gazu. Natomiast czwartym są zakupy przedsiębiorstw za granicą. Robi się to w celach strategicznych: zamiast rozwijać firmę, można kupić inną i zwiększyć w ten sposób produkcję lub zdobyć nowe rynki zbytu.

- Skoro jesteśmy przy redukcji kosztów: płace w Polsce rosną, a więc przestajemy być konkurencyjni.

- Nie chodzi tylko o płace. Jeśli miałbym podać motywacje w ramach grupy inwestycji nakierowanych na obniżkę kosztów produkcji, wymieniłbym możność zdobycia talentów. Korporacje nie poszukują już wykwalifikowanej taniej siły roboczej. Szuka się natomiast inżynierów, programistów, analityków, osób potrafiących prowadzić badania naukowe. bardzo dobrych, ale tańszych niż w amerykańskiej Silicon Valley. I należy stwierdzić, że Polska w pewnym stopniu też z tego korzysta.

- Takich fachowców jest coraz więcej w Bułgarii czy Rumunii, tańszych niż w Polsce. Czy to nie jest dla nas zły prognostyk?

- To wszystko jest na całym świecie bardzo płynne, sytuacja stale się zmienia. Owszem, zawsze będą się pojawiać kolejne kraje, które z Polską będą konkurować. Ale samo pojęcie kosztów zasobów ludzkich jest dużym uproszczeniem. W gruncie rzeczy liczy się koszt jednostkowy. Można powiedzieć: koszty przełamane przez wydajność pracy. A do tego ważne są także doświadczenia poprzednich inwestorów. Jeśli te koszty nie są tak drastycznie duże, to inne czynniki sprawą, że będziemy mogli utrzymać naszą atrakcyjność. Ale oczywiście na koszty pracy trzeba patrzeć. Gdyby się płace wymknęły spod kontroli, to mogłoby zahamować napływ inwestycji do tych wszystkich dziedzin, w których one są ważne.

- Właśnie dzięki talentom przyciągamy coraz więcej inwestycji w usługi BPO. Tymczasem World Investment Report 2011 przygotowany przez ONZ-owski UNCTAD stwierdza, że w ubiegłym roku napływ BPO zmalał. Co to dla nas może oznaczać?

- Mamy jeszcze ciągle rok kryzysowy. Inwestycje malały w większości krajów na świecie. Nie sądzę by w przypadku usług BPO nastąpił odwrót. Najlepszym dowodem na poszukiwanie talentów jest zresztą to, co dzieje się w sferze badań naukowych i rozwoju. Kiedyś uważano, że korporacje transnarodowe trzymają badania i rozwój "przy medalach", we własnym kraju. Nie chciały tego wypuszczać, bo z badań wynika wzrost konkurencyjności, tworzą się nowe technologie, nowe produkty. I nagle kilka lat temu okazało się, że inwestycje w badania i rozwój dokonywane są na całym świecie. Właśnie po to, by szukać talentów i obniżać koszty produkcji.

- Kto w najbliższych latach będzie największym konkurentem Polski w przyciąganiu inwestycji?

- Nie ma jednego konkurenta. Konkurujemy z nowymi krajami Unii Europejskiej, które przystąpiły do niej po 2004 roku. W niektórych dziedzinach może jeszcze z Ukrainą, ale Ukraina nie ma takiego dostępu do unijnego rynku jak my. W zdobywaniu inwestycji będą się liczyły koszty, możliwości eksportu, logistyka, warunki wewnętrzne, klimat inwestycyjny itd. Ponadto zawsze przy takich decyzjach jest jakaś płaszczyzna subiektywna. Sprawia ona, że czasem trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego daną fabrykę wybudowano w tym kraju, a nie w innym.

 

- W ubiegłym roku napływ inwestycji zagranicznych do Polski spadł trzeci raz z rzędu. Tymczasem na świecie inwestycji przybyło. Czy mamy się czym martwić?

- Uważam, że nie. W prawie wszystkich krajach Unii Europejskiej poziom inwestycji zagranicznych w ubiegłym roku był znacznie niższy niż w rekordowym roku 2007. Spadek w Polsce był mniejszy od unijnej średniej i płytszy niż w 14 krajach członkowskich.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację