Stymulacja taka możliwa była dzięki niskim poziomom długu publicznego. Obecnie jednak staje się niezwykle trudna: rynki i agencje ratingowe kwestionują szanse na zrównoważenie finansów publicznych przy zachowaniu dotychczasowej skali wydatków budżetowych w strefie euro oraz w USA. Brak aprobaty dalszej ekspansji fiskalnej i konieczność redukcji deficytów budżetowych mogą skutkować ograniczeniem tempa wzrostu gospodarczego w krajach rozwiniętych w najbliższych latach.
Na niewiele zdają się tu głosy ekonomistów przywołujących błędy Japonii z lat 90. i przeciwnych cięciom fiskalnym jako nieadekwatnym receptom na kryzys, który silnie uderzył w bilanse gospodarstw domowych. Przyzwolenie rynków na dalsze poluzowanie fiskalne, jak to miało miejsce na początku europejskiego kryzysu zadłużeniowego, wydaje się obecnie mało prawdopodobne.
Ograniczenie ekspansji fiskalnej i związane z tym ryzyko spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego to problemy, z jakimi przyjdzie się zmagać również polskiemu rządowi. Czy jednak w imię ograniczenia deficytu budżetowego skazani jesteśmy również na ograniczenie absorpcji środków unijnych i inwestycji infrastrukturalnych? A może rząd zdecyduje się na rozwiązania mniej drastyczne, mniej kosztowne społecznie, bardziej kontrowersyjne, ale i łagodzące negatywny wpływ globalnego spowolnienia na polską gospodarkę? Jako sposób poluzowania fiskalnego niegenerujący wzrostu deficytu budżetowego, jakkolwiek obrazoburczo to zabrzmi, jawi się tu kolejny etap demontażu otwartych funduszy emerytalnych. Negatywne skutki tego rozwiązania, takie jak zmniejszenie presji na rzeczywistą reformę fiskalną czy też brak ograniczenia przyszłych zobowiązań budżetu, są powszechnie znane. Ograniczenie składki bądź wręcz, jak to miało miejsce na Węgrzech, demontaż kapitałowej części systemu emerytalnego implikowałyby jednak „księgowe" zmniejszenie poziomu długu publicznego do bezpiecznego i akceptowanego przez rynki poziomu. Dzięki temu manewrowi rząd zwiększyłby potencjał finansowania projektów infrastrukturalnych długiem publicznym i zwiększył szansę na kontynuację procesów modernizacyjnych.
Projekty infrastrukturalne, wcale niekoniecznie mniej rentowne niż obecny portfel OFE, miałyby nie tylko krótkookresowo złagodzić skutki niższych inwestycji rynkowych, ale jako wycelowane w tradycyjnie słabe punkty polskiej gospodarki w długim okresie oddziaływałyby w stronę zwiększenia potencjału gospodarki, a co za tym idzie – również zmniejszenia przyszłych zobowiązań budżetu w relacji do PKB. Miałyby, oczywiście jeśli nikt nie wpadnie na pomysł, aby przy okazji powydawać też na inne cele.
Ernest Pytlarczyk - główny ekonomista BRE Banku