Od środy Białoruś podnosi stawkę refinansową z 27 do 30 proc. Decyzja banku centralnego Białorusi to odpowiedź na szybki wzrost cen - inflacja od stycznia do końca sierpnia wyniosła blisko 54 proc. Białoruś stała się liderem – tyle że na niezbyt budującej liście tych byłych republik radzieckich, w których najszybciej rośnie kurs dolara. Od stycznia do września 2011 r. wzrósł z 3 tys., do ok. 5300 białoruskich rubli (BYR), czyli o ponad 70 proc. – wskazał portal Telegraf.by. Drugi na tej liście jest Tadżykistan, gdzie kurs lokalnej waluty, somoni, wzrósł o ok. 8 proc.
Ale mowa jest o kursie oficjalnym. To, jaki jest rzeczywisty, pokazują choćby ceny wycieczek. U białoruskich turoperatorów przelicznik jest dość prosty: 1 dolar za 10 tys. rubli. I taki jest też kurs czarnorynkowy, bo dolara w kantorach Mińska, Grodna czy Brześcia kupić nie sposób.
30 sierpnia prezydent Aleksander Łukaszenko ogłosił plan działań antykryzysowych. Ma on na celu wprowadzenie rynkowego kursu walut obcych i umożliwienie swobodnego ich zakupu. – Nie będziemy sztucznie podtrzymywać kursu rubla – podkreślił. Co więcej, możliwa będzie konwersja wkładów na kontach rublowych w białoruskich bankach na dolary czy euro. Łukaszenko zapowiedział też, że nie będzie nowych emisji rubla.
Ale białoruscy eksperci podkreślają, iż nie oznacza to, że wkrótce na Białorusi istnieć będzie tylko jeden kurs dolara. Na razie utrzymany zostanie kurs oficjalny, po którym w dalszym ciągu eksporterzy będą musieli odsprzedawać część swych przychodów.
– Dziś eksporterzy muszą sprzedawać państwu 30 proc. pozyskanej waluty po kursie banku centralnego, a resztę po tym kursie plus 2 proc. To bardzo mało i mało kto prócz przedsiębiorstw państwowych walutę sprzedawał. Brakowało więc waluty dla białoruskich importerów, którzy mogą ją kupować po kursie oficjalnym plus 2 proc. W efekcie mamy paraliż – mówi „Rz" Jelena Rakowa, niezależna ekonomistka.