Grecja prawdopodobnie nie otrzyma we wrześniu 8 mld euro pożyczki pomocowej z Unii Europejskiej. Powód jest prosty: brak realizacji programu reform i przekroczenie poziomu deficytu planowanego na cały rok. Równie proste są przyczyny braku reform; na każdą próbę zmian Grecy reagują strajkami i protestami ulicznymi. Dotyczy to nawet tak oczywistych planów jak zniesienie koncesjonowania taksówek czy demonopolizacja wywozu śmieci. Głównym hasłem podczas manifestacji jest: „Nie dla cięć" i „»Nie« będziemy płacić za błędy polityków".

Owe złote myśli nie są jednak rozwijane. Nie wiadomo więc, w jaki sposób budżet ma znaleźć pieniądze na finansowanie hojnych świadczeń ani kto ma zapłacić za zasadniczy błąd polityków, jakim było przyzwolenie, aby przez lata Grecy żyli ponad stan. Zanim jednak zaczniemy szydzić z Greków zamierzających popełnić ekonomiczne seppuku, odnotujmy, że „grecki wirus" rozprzestrzenia się w całej Europie, w tym także w Polsce. Europejska Konfederacja Związków Zawodowych wybrała Wrocław na miejsce manifestacji pod hasłem: „»Tak« dla europejskiej solidarności, »tak« dla miejsc pracy i praw pracowniczych. »Nie« dla polityki cięć. Warto hasło to rozłożyć na czynniki pierwsze. Wynika z niego, że nie wolno obniżyć dotychczasowych wydatków, dodatkowo należy tworzyć nowe miejsca pracy i poszerzać prawa pracowników. Nie bardzo wiadomo, kto ma za to zapłacić. Zapewne wszystko to powinni sfinansować „krwiopijcy"; Piotr Duda tak elegancko określił ministrów finansów. Przestrzegałbym przed bagatelizowaniem takiego sposobu myślenia bazującego na przeświadczeniu, że nam się należy, a pieniądze należy zabrać krwiopijcom. Demokratyczne rządy, nie tylko w Grecji, coraz częściej ulegają tym naciskom. I w ten sposób wkraczają na prostą drogę prowadzącą do zduszenia wzrostu gospodarczego i dalszego dewastowania finansów publicznych.

Doskonałym przykładem jest decyzja o podwyższeniu płacy minimalnej w Polsce o 8 proc. Każde dziecko wie, że spowoduje to wzrost kosztów i w efekcie zmniejszy konkurencyjność oraz liczbę miejsc pracy. W sytuacji zagrożenia kryzysem takie posunięcie należy ocenić jako sabotaż gospodarczy.

Nie każdy natomiast wie (chce wiedzieć?), że przez ostatnie osiem lat płaca minimalna w Polsce wzrosła o 87,5 proc., podczas gdy średnia płaca o 60 proc., a ceny o 30 proc. Danych tych komentować nie trzeba. Chyba że po prostu stwierdzimy fakt: demokracja kosztuje. Zwłaszcza w roku wyborczym.