Przez kryzys fiskalny nie ma drogi na skróty

Limitu kursu franka będziemy bronić z pełną determinacją, kupując obcą walutę w nieograniczonej ilości, jeśli zajdzie taka potrzeba - mówi Philipp Hildebrand, prezes Szwajcarskiego Banku Narodowego

Publikacja: 24.10.2011 20:00

Philipp Hildebrand

Philipp Hildebrand

Foto: Fotorzepa, Danuta Matłoch Danuta Matłoch

Jak ocenia Pan walkę UE z kryzysem fiskalnym? Wydaje się, że gdyby była ona skuteczniejsza, Szwajcaria nie miałaby dziś problemu ze zbyt silną walutą.

Naszych problemów walutowych nie możemy wiązać wyłącznie z kryzysem fiskalnym w strefie euro. Jakiś czas temu uwagę rynków zaprzątała np. dyskusja nt. limitu długu publicznego w USA. Ale oczywiście kryzys fiskalny w Europie to największe zagrożenie dla światowej gospodarki. Rozumiem, dlaczego trudno go szybko zażegnać. Z jednej strony konieczne są szybkie, zdecydowane i kompleksowe działania, ale z drugiej muszą one stanowić podstawę dla rozwiązań, które są potrzebne w dłuższej perspektywie, aby w przyszłości unia walutowa opierała się na solidnych fundamentach. To poważne wyzwanie dla unijnych liderów. Jak powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet, stabilność makroekonomiczna jest kluczowa, dlatego przez kryzys nie ma drogi na skróty.

Troską o stabilność makroekonomiczną EBC tłumaczy swoją niechęć do skupu obligacji skarbowych zadłużonych państw strefy euro za dodrukowane pieniądze, choć wielu ekonomistów uważa to za jedyną skuteczna metodę walki z kryzysem. Ten opór jest uzasadniony?

Nie jest moją rolą komentowanie polityki EBC. Mogę jedynie powtórzyć, że choć bez wątpienia w bliskim horyzoncie czasowym w strefie euro potrzebne są agresywne, śmiałe i zdecydowane działania, muszą one być podejmowane z myślą o przywróceniu w unii walutowej kultury stabilności. EBC stoi przed fundamentalnym wyzwaniem: podczas gdy rozważa swoją role w bieżącym kryzysie strefy euro, musi pozostać na straży długofalowej stabilności.

Jak kosztowny dla gospodarki Szwajcarii jest kryzys fiskalny w strefie euro?

Szwajcaria to bardzo otwarty kraj, silnie powiązany z gospodarką światową. Dlatego na kryzys – nie tylko jego ostatnią odsłonę – reagowała podobnie, jak inne gospodarki Zachodu. Od II kwartału 2008 r., zanim kryzys finansowy wszedł w najostrzejszą fazę, do połowy 2009 r., szwajcarski PKB zmalał o około 3,5 proc. Ale, co warte podkreślenia, późniejsze ożywienie gospodarcze było u nas dość dynamiczne. W III kwartale 2010 r. PKB wrócił do poziomu sprzed kryzysu. Można to tłumaczyć m.in. stabilnością popytu wewnętrznego. W zasadzie prawie wcale nie odnotowaliśmy spadku wydatków konsumpcyjnych, co było możliwe m.in. dzięki dużym oszczędnościom szwajcarskich gospodarstw domowych. Ale też na spowolnienie gospodarcze zdecydowanie zareagował SNB, a takze rząd, który wprowadził fiskalne zachęty dla firm, aby nie zwalniały pracowników.

Pierwsza faza światowego kryzysu (z lat 2008-2009), o której Pan mówi, przyniosła presję na wzmocnienie franka, która utrzymywała się niemal bez przerwy do sierpnia br. Czy to, że gospodarka Szwajcarii mimo to szybko stanęła na nogi, nie oznacza, że jest ona mniej wrażliwa na aprecjację waluty, niż sugerują utyskiwania szwajcarskich eksporterów?

Proszę nie zapominać, że w 2009 i 2010 r. SNB podejmował zdecydowane działania, aby zapobiec nadmiernej aprecjacji franka. To z pewnością pomogło przejść gospodarce przez najostrzejszy etap recesji. Ale patrząc z perspektywy czasu, faktycznie można powiedzieć, że sektor eksportowy okazał się zaskakująco odporny na umocnienie franka. Można to tłumaczyć strukturą naszego eksportu, w którym dominują produkty wysokiej jakości i zaawansowane technologicznie, np. zegarki i farmaceutyki. Cenowa elastyczność popytu na takie dobra jest dość niska. Również popyt ze strony gospodarek wschodząacych, okazał się tu pomocny.

We wrześniu SNB zapowiedział, że nie dopuści do spadku kursu euro wobec franka poniżej 1,20. Nawet na tym poziomie, szwajcarska waluta jest jednak zdecydowanie silniejsza, niż przed kryzysem. Czy SNB zamierza stopniowo podnosić tę barierę?

Latem tego roku frank był przewartościowany do granic absurdu. W najbardziej ekstremalnym momencie, jego realny efektywny kurs wymiany (czyli kurs wobec koszyka walut partnerów handlowych, uwzględniający efekty inflacji – przyp. red.) był o prawie 40 proc. powyżej średniej z ostatnich 20 lat. To groziło Szwajcarii deflacją i recesją. Dlatego musieliśmy podjąć zdecydowane kroki, aby utrzymać kurs franka do euro na rozsądnym poziomie. Ustalonego limitu będziemy bronić z pełną determinacją, kupując obca walutę w nieograniczonej ilości, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Prawdą jest jednak, że nawet dzisiaj przy kursie euro wobec franka na poziomie 1,23, nasza waluta jest wyceniana wysoko. Szwajcarski Bank Narodowy spodziewa się jednak, że samoistnie będzie się ona dalej stopniowo osłabiać. Niemniej będziemy kontynuować monitorowanie dynamiki cen i jeśli prespektywy gospodarcze, jak i presja deflacyjna będą tego wymagać, jesteśmy gotowi podjąć dalsze działania. Wiele będzie zależało od otoczenia zewnętrznego, czyli od koniunktury w Europie, w USA i na rynkach wschodzących.

Jakie mogą być koszty stabilizowania kursu franka i czy mogą one zniechęcić SNB do kontynuowania tych działań? Już w ub.r. SNB znalazł się pod ostrzałem części polityków, gdy okazało się, że na rezerwach walutowych zakumulowanych w celu osłabienia franka poniósł znaczne straty, choć tylko na papierze.

Bez wątpienia nasza polityka pociąga za sobą pewne zagrożenia, m.in. dla bilansu SNB. Ale trzeba je przeciwstawić tym zagrożeniom, którymi skutkowałby brak jakiejkolwiek reakcji SNB na aprecjację franka. Według nas, tych zagrozeń nie można było ignorować. Tym bardziej, że w Szwajcarii absolutnie nie widać zagrożenia inflacją, co pozwala nam reagować.

Czy możliwa jest kooperacja SNB z bankiem centralnym Polski, aby pomóc pomóc kredytobiorcom zadłużonym w szwajcarskiej walucie?

SNB już teraz blisko współpracuje z NBP i jest to owocna współpraca. Osobiście, bardzo sobie cenie zawodowe relacje z prezesem Belką, z którym jestem w regularnym kontakcie, oraz jego przyjaźń. Współpraca pomiędzy naszymi bankami siega czasów kryzysu w latach 2008/2009, kiedy to przeprowadzaliśmy swapy walutowe EUR / CHF dla zapewnienia płynności franka szwajcarskiego na polskim rynku. Będziemy nadal wspólnie monitorować sytuację i jeżeli będzie tego wymagać rozwój wypadków – reagować.

Czy popiera Pan pomysł Komisji Europejskiej, aby obłożyć większość transakcji finansowych nowym podatkiem, który miałby m.in. na celu zmniejszenie chwiejności rynków? Czy pomogłoby to ustabilizować kurs franka?

Nie chciałbym komentować pomysłów KE. Ale ogólnie należy pamiętać, że nowe podatki mogą się wiązać z pewnymi niepożądanymi skutkami ubocznymi. Dlatego wśród państw G20 opinie na temat takich rozwiązań są podzielone. W Szwajcarii, reformując system regulacji finansowych, postanowiliśmy nie uciekać się do nowych podatków, ale skoncentrować na wymogach dotyczących kapitału i płynności.

Kryzys fiskalny w strefie euro uderza w stabilność europejskiego sektora bankowego. Czy szwajcarskie banki też są zagrożone?

Nasze banki są w ograniczonym stopniu zaangażowane w państwach obrzeży strefy euro, a już jakiś czas temu zabrały się za ograniczanie dźwigni finansowej i podejmowanego ryzyka. Dodatkowa Szwajcaria także wprowadziła większe wymogi kapitałowe dotyczące banków uważanych za „zbyt wielkie, by upaść". Dlatego kryzys fiskalny w strefie euro nie stwarza bezpośredniego zagrożenia dla szwajcarskich banków. Ale oczywiście, nasze instytucje finansowe są zakorzenione w światowym systemie finansowym, byłoby więc pośrednio zagrożone, gdyby kryzys fiskalny rozlał się na ten system. Oczywiscie, jest to zagrozenie, ktore wyraznie niepokoi rynki finansowe.

Wspomniał Pan o regulacjach dotyczących banków „zbyt dużych, by upaść". Mówi się o nich na całym świecie, ale w Szwajcarii jako w jedynym bodajże kraju faktycznie je zatwierdzono. Czy wpłynęło to już na zmianę w zachowaniu bankow?

Tak, przede wszystkim widać, że szwajcarskie instytucje finansowe ograniczają dźwignię finansową. Banki „zbyt wielkie, by upaść" podjęły wysiłki, aby odchudzić swoje bilanse. Muszę jednak przyznać, że nie jest to wyłącznie efekt zaostrzenia regulacji, ale też presji ze strony rynku, który wymusza na bankach takie zmiany. Niemniej proces ten jest daleki od zakończenia. Z czasem, nowa regulacja określi zachęty w taki sposob, iż będzie to prowadziło banki do zmiany struktury, modelu działalności i priorytetów.

Odchudzanie bankowych bilansów nie odbija się negatywnie na podaży kredytu w Szwajcarii? To, że w strefie euro dopiero teraz banki zostaną zmuszone do poprawienia współczynników adekwatności kapitałowe, było podyktowane właśnie obawami, że ograniczą one akcję kredytową i zahamują w ten sposób ożywienie gospodarcze.

My nie zaobserwowaliśmy spadku podaży kredytu. Jest to z jednej strony wynik dużej konkurencji w szwajcarskim sektorze bankowym. O kredytobiorców walczą nie tylko wielkie banki, ale też banki kantonowe i mniejsze instytucje, a te nie były zaangażowane na amerykańskim rynku nieruchomości. Przetrwały więc kryzys w dobrej kondycji, z wysoka plynnoscia i stabilna baza kapitałowa. Dlatego nie obawialiśmy się, że nakłonienie duzych banków do zmniejszenia dźwigni finansowej odbije się na akcjii kredytowej. Poza tym, portfel kredytów stanowi tylko niewielką część aktywów naszych dwoch dużych banków, UBS i Credit Suisse. Większa część ich aktywów związana jest z bankowością inwestycyjną.

Jakie lekcje płyną z tych doświadczeń dla tych państw, które w reformowaniu sektora finansowego nie są tak zaawansowane, jak Szwajcaria?

Przede wszystkim, jest jasne, że przed kryzysem bankom pozwalano utrzymywać zbyt niskie współczynniki wypłacalności. Obniżanie tych współczynników rozpoczęło się w połowie lat 90. i stopniowo przyspieszało. W połączeniu z brakiem dyscypliny fiskalnej, stworzyło to bardzo toksyczny koktajl, co wyraźnie dziś widać.

Za spadek współczynników wypłacalności banków często krytykuje się bankowców, ale nie wolno zapominać, że przyczyniły się do tego także bodźce stwarzane przez niewłaściwe regulacje. W szczególności mam na myśli poprawkę do Umowy Kapitałowej (tzw. Bazylei I) z 1996 r., która praktycznie wyeliminowała obowiązek utrzymywania przez banki kapitału zabezpieczającego aktywa w ich portfelach handlowych. Skutki były takie, że w pewnym momencie kapitał podstawowy UBS był ponizej 1,5 proc. wartości jego aktywów – nigdy nie zapomnę tej liczby.. Jednocześnie bank ten miał jeden z najwyższych stosunków kapitału do wartości aktywów ważonych ryzykiem – czyli ten współczynnik wypłacalności, na który patrzyli regulatorzy. Jest więc jasne, że zaostrzenie regulacji jest potrzebne.

Czy wymogi kapitałowe, które narzuci bankom Bazylea III, będą wystarczające? Szwajcaria zaostrzyła te wymogi bardziej.

Czas pokaże, czy wymogi Bazylei III okażą się wystarczające. My poszliśmy o krok dalej, bo nasz sektor bankowy jest wyjątkowo duży w stosunku do wielkości naszej gospodarki. Przed kryzysem dwa największe szwajcarskie banki miały aktywa ośmiokrotnie przekraczające PKB Szwajcarii. Odchudzenie ich bilansów było więc niezbędne.

Jak ocenia Pan walkę UE z kryzysem fiskalnym? Wydaje się, że gdyby była ona skuteczniejsza, Szwajcaria nie miałaby dziś problemu ze zbyt silną walutą.

Naszych problemów walutowych nie możemy wiązać wyłącznie z kryzysem fiskalnym w strefie euro. Jakiś czas temu uwagę rynków zaprzątała np. dyskusja nt. limitu długu publicznego w USA. Ale oczywiście kryzys fiskalny w Europie to największe zagrożenie dla światowej gospodarki. Rozumiem, dlaczego trudno go szybko zażegnać. Z jednej strony konieczne są szybkie, zdecydowane i kompleksowe działania, ale z drugiej muszą one stanowić podstawę dla rozwiązań, które są potrzebne w dłuższej perspektywie, aby w przyszłości unia walutowa opierała się na solidnych fundamentach. To poważne wyzwanie dla unijnych liderów. Jak powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet, stabilność makroekonomiczna jest kluczowa, dlatego przez kryzys nie ma drogi na skróty.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację