Jak ocenia Pan walkę UE z kryzysem fiskalnym? Wydaje się, że gdyby była ona skuteczniejsza, Szwajcaria nie miałaby dziś problemu ze zbyt silną walutą.
Naszych problemów walutowych nie możemy wiązać wyłącznie z kryzysem fiskalnym w strefie euro. Jakiś czas temu uwagę rynków zaprzątała np. dyskusja nt. limitu długu publicznego w USA. Ale oczywiście kryzys fiskalny w Europie to największe zagrożenie dla światowej gospodarki. Rozumiem, dlaczego trudno go szybko zażegnać. Z jednej strony konieczne są szybkie, zdecydowane i kompleksowe działania, ale z drugiej muszą one stanowić podstawę dla rozwiązań, które są potrzebne w dłuższej perspektywie, aby w przyszłości unia walutowa opierała się na solidnych fundamentach. To poważne wyzwanie dla unijnych liderów. Jak powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet, stabilność makroekonomiczna jest kluczowa, dlatego przez kryzys nie ma drogi na skróty.
Troską o stabilność makroekonomiczną EBC tłumaczy swoją niechęć do skupu obligacji skarbowych zadłużonych państw strefy euro za dodrukowane pieniądze, choć wielu ekonomistów uważa to za jedyną skuteczna metodę walki z kryzysem. Ten opór jest uzasadniony?
Nie jest moją rolą komentowanie polityki EBC. Mogę jedynie powtórzyć, że choć bez wątpienia w bliskim horyzoncie czasowym w strefie euro potrzebne są agresywne, śmiałe i zdecydowane działania, muszą one być podejmowane z myślą o przywróceniu w unii walutowej kultury stabilności. EBC stoi przed fundamentalnym wyzwaniem: podczas gdy rozważa swoją role w bieżącym kryzysie strefy euro, musi pozostać na straży długofalowej stabilności.
Jak kosztowny dla gospodarki Szwajcarii jest kryzys fiskalny w strefie euro?