Rzadko zwracamy uwagę na dane Narodowego Banku Polskiego o rezerwach walutowych. Tymczasem to właśnie oficjalne aktywa rezerwowe stanowiłyby ostatnią linię obrony, gdyby finansowe tornado, jakie przetacza się nad strefą euro, wciągnęło i nas.
Jak podał dziś NBP, jego rezerwy walutowe w końcu października wynosiły ponad 73 mld euro. Były wprawdzie o kilkaset milionów niższe niż miesiąc wcześniej, ale bez obaw – to efekt umocnienia europejskiej waluty na światowych rynkach. W przeliczeniu na dolary rezerwy przekraczają 100 miliardów.
Pozostaje jedynie rozstrzygnąć, czy te 100 miliardów wystarczy.
Nie brakuje analiz, z których wynika, że to wcale nie tak dużo. Były wiceprezes NBP Krzysztof Rybiński zamieścił na swoim blogu ostrzegawczy wykres, z którego wynika, że Polska – biorąc pod uwagę proporcję krótkoterminowych zobowiązań do rezerw walutowych – jest na trzecim miejscu na świecie pod względem zależności od kapitału zagranicznego.
„Zatem jak kryzys zadłużenia krajów osiągnie ekstremum po upadku Rzymu, Polska może być jednym z krajów, który najmocniej ucierpi" – pisze Rybiński. I konkluduje: „Lepiej żeby były jakieś reformy, bo może być niewesoło."