Na razie brak jakichkolwiek szczegółów, więc mamy duże pole do spekulacji. Albo inaczej – do błądzenia w tym temacie.
Co wiadomo na pewno? Że z całej UE ma pochodzić do 200 mld euro. Z tego – cytuję za serwisem internetowym MFW (w końcu to do Funduszu trafią pieniądze) - 50 mld euro ma pochodzić z państw unijnych, które do strefy euro nie należą. Jaki klucz zostanie przyjęty, jeśli chodzi o kwoty przypadające na poszczególne kraje – oficjalnie nie wiadomo. Można się domyślać, że w grę będzie wchodziła wielkość poszczególnych gospodarek. Będzie więc zapewne podobny, jak w przypadku udziału poszczególnych krajów w kapitale Europejskiego Banku Centralnego. W przypadku Polski ten udział wynosi 5 proc. (ponieważ nie należymy do eurolandu, jest opłacony tylko w niewielkiej części). Tak dochodzimy do 10 mld euro, o których mówi się w kontekście polskiego udziału w finansowaniu MFW.
Wygląda więc na to, że nie miał racji w porannym wywiadzie dla RMF Mikołaj Dowgielewicz, minister ds. europejskich, gdy mówił, że nie ma podziału na kraje eurolandu i pozostałe w proporcji 150/50. Zapewne nie miał również racji, gdy mówił, że „na pewno będzie to o wiele mniej niż 10 mld euro. Może to będzie kilka miliardów".
Z całą pewnością miał natomiast rację, że nie będą to pieniądze darowane przez Polskę MFW, ale pożyczone. I trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że MFW to najbardziej stabilna instytucja finansowa na świecie. Oraz z tym, że na tej pożyczce skorzystamy, a nie stracimy.
Dlaczego?
Pożyczki MFW udzieli Narodowy Bank Polski (jeśli chodzi o finanse, z Funduszem współpracują właśnie banki centralne, oczywiście przy akceptacji swoich rządów). Nie będzie mowy o drukowaniu pieniędzy – NBP po prostu sprzeda część portfela składającego się z bezpiecznych obligacji, depozytów w międzynarodowych bankach, itp. i właśnie te pieniądze pożyczy Funduszowi.