Minister Gaj i ja nadal się lubimy

Będę komentować to co się dzieje na rynku z eksperckiego fotela, jak przed 6 laty - mówi "Rz" Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, regulatora rynku telekomunikacyjnego w Polsce

Publikacja: 29.12.2011 13:02

Minister Gaj i ja nadal się lubimy

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Premier zamierza wskazać w styczniu nową osobę na stanowisko, które piastowała Pani przez blisko 6 lat. Czuje się Pani zwolniona, czy uwolniona?

Nie czuję się na pewno uwolniona. Ten urząd przez ostatnich kilka lat był moim życiem. Nie czuję się też zwolniona. To może zrobić tylko parlament.

Kiedyś mówiło się, że Pani i wiceminister Magdalena Gaj zamienicie się miejscami, gdy nadejdzie pora zmian. Może dostała Pani taką propozycję od ministra Boniego?

Słowa ministra  traktuję jako kurtuazję. Jednak nie zniknę z tego rynku. Będę komentować to co się na nim dzieje z eksperckiego fotela, jak przed 6 laty. Poza tym, ministerstwo to raczej nie mój klimat. Mam poczucie, że my tu w UKE jesteśmy bliżej życia: bliżej  abonenta i bliżej rynku.  Ministerstwo zaś to miejsce dla kogoś kogo pociągają stosunki międzynarodowe i  wielka polityka. Ten świat jest bardzo wyniesiony w górę i rzadko schodzi na niższe poziomy, rzadko ma z nimi do czynienia. Specyfika ministerstwa jest taka, że tam nie lądują skargi abonentów, spory międzyoperatorskie: to wszystko zatrzymuje się na poziomie regulacyjnym. Z drugiej strony domeną ministerstwa jest legislacja, z tym, że ja zawsze zmierzałam do tego, żeby i ona zaczynała się tu, w UKE, a tam była tylko ubierana w kształt ostateczny. To nam się przez te 6 lat udawało. Przykładem koronnym jest megaustawa która powstala w UKE, a została dopracowana w MI. Nie da się pisać prawa, jeśli nic się nie wie na temat praktyki jego stosowania. UKE to dla osoby o moim temperamencie miejsce najlepsze. Tu się ma poczucie sprawstwa, poczucie, że robi się coś konkretnego dla rynku i klientów.

Otworzy Pani własną kancelarię prawną?

Nie będę się na ten temat póki co wypowiadać. Chcę to zostawić do czasu konferencji, na której podsumuję działanie UKE za mojego kierownictwa w Raporcie Zamknięcia i pokażę jakie są ewentualne możliwości na przyszłość.

Jeśli prezesem UKE zostanie Magdalena Gaj będziecie Panie współpracować? Kiedyś tak było, ale nie wiem, czy nadal się lubicie.

Oczywiście, że lubimy się. Poza tym ekspert współpracuje z każdym, kto tego potrzebuje. Dla mnie najważniejszą sprawą jest ciągle rynek, a zaraz potem ten urząd. Poświęciłam mu 6 lat życia, przypłacając to czasem zdrowiem.

Warto było aż tak?

Nie żałuję ani jednej chwili.

Czuje się dziś Pani „żelazną damą" tego rynku?

Jaka jestem, wiedzą najlepiej moi współpracownicy, klienci i operatorzy. Po prostu konsekwentnie realizowałam swój cel.

A jaki to był cel?

Główny: obniżka cen i pomoc abonentom w relacjach z operatorami,  którzy wobec nich zawsze mają pozycję siły.

Badanie, którego wyniki opublikował UKE wskazuje, że Polacy uważają, iż rynek telekomunikacyjny zmienił się na lepsze. Dostrzegamy różne rzeczy. Najbardziej spadek cen. Ale poprawę jakości obsługi klienta widzi  tylko 14,4 proc. respondentów...

Z przeprowadzonego przez nas badania chociażby na respondentach indywidualnych wynika ze ponad 51,5 proc. klientów uważa, że rynek zmienił się na lepsze, ale poprawę samej jakości obsługi klientów widzi znacznie mniej. Czyli nastąpiła poprawa  cen i zasięgu, ale traktowanie klientów, szczególnie tych już  „posiadanych", pozostawia wiele do życzenia. Widzimy to w ilości skarg, która nie spada, nawet rośnie. Nasz sukces polega na tym, że dziś większość spraw abonentów załatwiamy na etapie interwencji, a mamy jeszcze kolejne instrumenty jak mediacje i sąd polubowny. Z tej ostatniej instytucji skorzystaliśmy raptem 14 razy, bo nie było potrzeba.  Nasze relacje z operatorami na tyle się poprawiły, że wystarczy podnieść słuchawkę i do nich zadzwonić, a w 90 proc. spraw problem jest załatwiony.

Czym zajmie się Pani przez najbliższy miesiąc?

Na początku stycznia przedstawimy do konsultacji dokumentację przetargu na częstotliwości 1800 MHz. Konsultacje te nie będą jednokrotne. Pierwszy etap zacznie się tuż po Nowym Roku i  potrwa miesiąc. Zbierzemy opinie, tradycyjnie odpowiemy na wszelkie uwagi, uwzględnimy sensowne, być może zmienimy koncepcję. To już będzie się działo „pod nowym prezesem".  Nową poprawioną dokumentację będzie ponownie wystawiał do konsultacji, tym razem formalnych. Specjalnie zaczynamy tak szybko, aby jeszcze w tym samym roku zamknąć ten przetarg. To już nie może czekać.

Czyli ruszy procedura przetargu na częstotliwości pozwalające uruchomić mobilny Internet LTE.

Wiadomo, że na tych częstotliwościach można uruchomić tę technologię. My jednak nie wpisujemy tu żadnych schematów technologicznych. Dajemy częstotliwości i mówimy operatorom „róbta, co chceta", to Wasz biznes, nie ingerujemy w niego, byle w granicach prawa (co oznacza także poszanowanie praw innych operatorów). Oczywiście w tej chwili, nie LTE, nie mobilny dostęp do Internetu, ale  mobilna transmisja danych jest tym hitem, który przyciąga biznes do częstotliwości. To dotyczy zarówno częstotliwości 1800 MHz, jak i 2,6 GHz, czy 800 MHz (gdy się już pojawi). Dziś obserwujemy duże naciski ze strony telekomów, którym brakuje pasma 1800 MHz.

Solorz-Żak, który je ma lubi przypominać, że każdy mógł je kupić kilka lat temu w przetargu...

Widzimy nierówność między operatorami pod względem zasobów posiadanego pasma wskutek ostatnich działań koncentracyjnych. Szczególnie tej jednej prawdziwej - przejęcia Polkomtela . Nawet NetWorks!, utworzony przez Orange i T-Mobile jest pod tym względem w gorszym położeniu niż grupa Solorza-Żaka. Dlatego za sprawą przetargu, chcemy stworzyć szansę aby nierówności między poszczególnymi graczami zniwelować. Nie zniwelować je sztucznie, ale  stworzyć szansę dla zniwelowania, reszta zależy od uczestników przetargu.

Mówię „przetargu", ale to mogą być dwa przetargi. Osobno na większą paczkę częstotliwości: 10 MHz i osobno na trzy mniejsze, po  5 MHz każda. Być może pierwsza pójdzie pod młotek ta duża, a później operator, który ją dostanie będzie miał jeszcze czas, aby się zastanowić, czy potrzeba mu więcej tego pasma.

Jakie kryteria będą najważniejsze?

Priorytetem jest dla nas konkurencja. Chcemy, aby ciągle funkcjonowały na rynku przynajmniej trzy silne grupy, a nie tak jak teraz: dwie silne, plus jeden mały operator, który między nimi próbuje „się wybić na niepodległość". Gdy mieliśmy pięć podmiotów, mieliśmy poczucie, że mamy na rynku dużą konkurencję. I nagle w ciągu tego roku nastąpiła diametralna zmiana sytuacji. To nie jest dobre dla klientów. Naszą rolą: pani prezes Tomkiel (Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK – red.) i moją, jest zadbać o to, aby cały czas były warunki do rozwoju konkurencji. Dlatego uznaliśmy, że kryterium konkurencyjności w pierwszym przetargu – na 10 MHz - będzie najważniejsze. Chcemy, aby ta paczka dostała się podmiotowi, który nie posiada pasma 1800 MHz, albo wręcz podmiotowi nowemu.

Sądzi Pani, że taki się pojawi?

Nie, choć – jak zwykle przy przetargach – przyjmuję wielu gości, z dużych i zacnych firm, którzy deklarują zainteresowanie. Z tym, że ja po sześciu latach pracy w UKE nie jestem już takim dzieckiem, które wierzy, że objawi się nagle nowy inwestor.

Kryzys nie pomaga.

To jedna sprawa. Poza tym, rynek w Polsce jest już w dużym stopniu zagospodarowany. Kształtuje się inaczej niż inne. Co prawda nad podziw pięknie rozwija się rynek mobilnego Internetu.  Do tego stopnia, że jesteśmy w górnych rejestrach średniej europejskiej  jeśli chodzi o penetrację (proporcja sprzedanych usług w przeliczeniu na liczbę mieszkańców) i mamy jedne z najniższych cen. Pod względem rozwoju, rynek ten jest już bliski rynkowi Internetu stacjonarnego, co w Europie nie wszędzie się zdarza. Tu jednak też trzeba zauważyć, że i on nie będzie rozwijać się w nieskończoność.  Myślę, że nie dojdzie w najbliższych latach nawet do poziomu 6-7 mln abonentów (tylu jest użytkowników usługi stacjonarnej). Szczególnie, że nie widać na horyzoncie chęci przecen.  Sytuację może zmienić udostępnienie nowego widma i zaoferowanie w efekcie przez operatorów szybszych usług. Tak tez można dokonać obniżki cenowej.

A o jakich pieniądzach, Pani zdaniem, mówimy?

To bardzo trudno dziś ocenić. Ja nawet nie mówię, że to będzie silny zastrzyk gotówki do budżetu państwa. To widmo to resztówka do wydania. Chcemy za jej pomocą osiągnąć ponownie balans na rynku, a nie cele fiskalne. Prawdziwa walka rozegra się o pasmo 800 MHz w 2013 r.: widmo, które będzie sposobnością dla operatorów, aby zwiększyć potencjał przepływności i zasięgu terytorialnego usług szerokopasmowych.  W tym przypadku na pewno trzeba będzie dokonać wyceny i spróbować oszacować, ile może być warte. Wtedy widać będzie już, jak biznes oparty o podobne częstotliwości w innych krajach rozwinął się, czy inwestycja w pasmo się opłaca. Czy warto zabiegać o to, aby tymi częstotliwościami zainteresować szerszą rzeszę podmiotów.  Być może będzie to też okres, w którym w strukturach naszych udziałowców pojawią się nowi udziałowcy, skłonni przynieść trochę więcej pieniędzy.

Wracając do zmiany warty w UKE. Czy Pani zdaniem czas „komisarzy", regulatorów z mocną ręką w telekomunikacji minął?

Czas komisarzy nie minął. Są w całej Europie. Tylko zajmują się rynkami na różnych etapach ich rozwoju. Odpuszczają w jednym miejscu, przyciskają w drugim. U nas jest tak samo. Rynek się bardzo zmienia. Z nowej perspektywy widać, że dotychczasowe zadania UKE były trywialnie proste. Dziś są o wiele trudniejsze. Rynek się komplikuje: pojawiają się nowi gracze, tacy jak samorządy. Im trzeba pomóc zaistnieć na tym rynku, bo ich działalność jest specyficzna. Nie będą prowadzić działalności komercyjnej, tylko będą udostępniać swoje zasoby innym operatorom. Aby mogli to zrobić, na początku trzeba im pomóc w uzyskaniu zasobów operatora zasiedziałego, na zasadach jednakowych dla wszystkich operatorów, a potem trzeba samorządy nauczyć, jak się wykonuje nowy i przypisany wyłącznie sieciom budowanym ze środków publicznych obowiązek „open access"   wynikający z prawa unijnego. Nigdy się nad tym obowiązkiem nie pastwiły nasze sądy, nie ma w tej kwestii precedensów i wzorów. Nauczenie samorządów nowego sposobu działania to zadanie na najbliższe dwa lata. Regulator musi przez ten czas znaleźć sposób na rozwiązanie wielu problemów. Za dwa lata operatorzy komercyjni zwrócą się do samorządów o udostępnienie infrastruktury. Do tego czasu muszą więc powstać zasady, warunki i ceny, po jakich to zrobią. To pokazuje, że regulatorzy zaczynają zajmować się zupełnie nowymi rzeczami.

W tym przypadku państwo będzie regulować państwo?

W jakimś sensie tak, choć samorząd to nie to samo co państwo. A i  spółki, zarządzające infrastrukturą samorządów mogą mieć różny kształt: od czysto samorządowego po operatorów zewnętrznych.

Są jeszcze inne pola, na których będzie się musiał wykazać nowy szef UKE?

Jest ich mnóstwo. Będę chciała je zebrać i przekazać w postaci krótkiej listy. Co oczywiście nie oznacza, że będzie obowiązująca, bo każdy regulator wybiera własne priorytety. Na pewno jednym z nich będzie budowa światłowodów.

Spodziewa się Pani dużych zmian w podejściu do rynku po nowym prezesie UKE? Jest przestrzeń do takich zmian?

Przestrzeń jest zawsze, ale ma ona bardzo ścisłe granice. Te granice to zarówno prawo europejskie jak i to, co sądzi Komisja Europejska na temat poszczególnych regulacji. Jak wiadomo z nią się bardzo trudno dyskutuje. Ja to wiem najlepiej. Również dziś niektóre rozwiązania mnie zadziwiają, bo nie są „implementowalne" na naszym rynku.

Kto podejmie ostateczną decyzję w sprawie podziału Telekomunikacji Polskiej? Pierwotnie miała zapaść pod koniec 2011 r., potem w styczniu 2012 r.

Już nowy prezes UKE. Decyzji należy się spodziewać dopiero pod koniec 2012 r. Będzie bowiem wtedy, gdy TP wywiąże się z porozumienia. A do tego potrzeba jeszcze zmian w istotnych systemach informatycznych, tak, aby TP mogła spełnić warunek mówiący o równym traktowaniu wszystkich operatorów, tzw. warunek niedyskryminacji.

Pani była, przepraszam – jest, kontrowersyjnym prezesem UKE. Operatorzy wytoczyli urzędowi wiele procesów. Podsumuje Pani, ile ich w sumie było przez tych kilka lat?

Nie liczyłam. Ale pod tym względem UKE nie jest wyjątkiem na tle innych krajów. Wszyscy regulatorzy zmagają się z tym problemem, tak jak i wszyscy narzekają na jakość i tempo lokalnego sądownictwa, które po części zależy od liczebności i obłożenia właściwego sądu. Ale są też problemy wynikające ze zbiegu niekorzystnych interpretacji, których nie można było wcześniej przewidzieć. Przykład z naszego podwórka to słynna sprawa o MTR-y.  Wzięła się stąd,  że nasze sądy nie mogły dojść do porozumienia, który z pionów sądownictwa  zajmie się pozwami operatorów komórkowych. Jeden z sędziów użył argumentu, że chodzi o „obowiązki regulacyjne". To sformułowanie „usłyszała" Komisja Europejska i pod pozorem braku notyfikacji uchyliła pierwsze decyzje obniżające stawki MTR z lat 2007-2008 nie bacząc, że był już rok 2009. Nawet pomagała nam potem przekonać sądy, że jest to nowy wymóg, nie istniejący w latach 2007-2008, ale było już za późno. Na szczęście udało się zamknąć ten problem dzięki porozumieniu z operatorami komórkowymi w tym roku. Po zakończeniu pracy będę chciała doprowadzić do powstania komentarza do wyroków sądów z lat 2006-2011.

Nie obawia się Pani, że operatorzy będą „ścigać" Panią, nawet po tym, jak przestanie Pani kierować UKE?

Aby mogli w ogóle dochodzić odszkodowania, sąd musiałby stwierdzić rażące naruszenie prawa i wynikającą z niego szkodę. A tak się nigdy nie stało.

Czy na naszym rynku jest jeszcze miejsce na nowych operatorów?

Na rynku mobilnym może się coś jeszcze wydarzyć. Choć uważam, że to w niewielkim stopniu zależy już od regulatora i istniejących graczy. Dziś trudno przewidywać, w którą stronę podąży rynek ze swoimi tendencjami do personalizacji i geolokalizacji. Jeśli pojawią się nowe, ciekawe usługi, to wzrośnie na nie popyt. Jeśli wzrośnie on w Polsce – być może pojawi się nowy gracz.

Przy założeniu, że pozostaniemy przy tradycyjnych usługach komórkowych, widzę tylko miejsce najwyżej dla graczy niszowych, takich jak wirtualni operatorzy.

Trzeba mieć jednak na uwadze i to, że rynek może się zmienić także dzięki integracji  telekomunikacyjnych usług i ofert medialnych. Robi to dziś Grupa Solorza, ale myślę, że i grupa TP rozgląda się za partnerem medialnym.  Zaczynamy mówić nie tylko o usługach mobilnych, ale o tym,  jakie pakiety usług będą mieli do dyspozycji klienci. Pojawiają się nowe istotne dla regulatora tematy, takie jak sprawa neutralności sieci, przejrzystości umów, sądownictwa polubownego, prawa regulatora do nakładania obowiązków jakościowych (m.in. chodzi u o pomysł, aby zagwarantować, że świadczona usługa jest w minimum 90 proc. zgodna z deklarowaną). Uważam, że dziś regulator powinien mieć czas na przyjrzenie się rynkowi, tak aby stwierdzić, co w sieciach operatorów jest osiągalne, a co nie, gdzie są wąskie gardła i kto jest naprawdę winien temu, że klient końcowy nie dostaje „90 proc."  tego, co zamówił. Wcale nie musi to być bezpośredni dostawca usługi. To rzeczy, które spowodują, że wzrośnie zapotrzebowanie na czynności kontrolne, czynności badawcze.

Budżet  UKE na 2012 rok  jest gotowy?

Jest teraz bodaj w Senacie. W Sejmie przyjęty został bez komentarza, a to oznacza, że nic do tego nie dodano (śmiech).  Kwoty będą więc zbliżone do tych z 2011 r. Mogę tu powiedzieć, że tegoroczny budżet zrealizowaliśmy  z naddatkiem około 30 mln zł.  Na 23 grudnia wpływy do UKE wyniosły 541,4 mln zł, podczas gdy plan zakładał 511,5 mln zł. Nasze wydatki wyniosły natomiast 90,04 mln zł.

CV

Anna Streżyńska

(ur. 11 maja 1967 r.) jest z wykształcenia prawnikiem. W 1994 r. ukończyła studia na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1995-1997 pracowała w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Potem przez trzy lata doradzała ministrom łączności w rządzie Jerzego Buzka. W latach 2001-2004 zajmowała stanowisko dyrektora w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową. Na przełomie 2005 i 2006 r., Streżyńska była podsekretarzem stanu ds. łączności w Ministerstwie Transportu i Budownictwa. Na stanowisko prezesa Urzędu komunikacji Elektronicznej (wtedy Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty) wskazał ją na przełomie 2005 r. i 2006 r. ówczesny premier - Kazimierz Marcinkiewicz, przeciwstawiając się opiniom Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Od 14 stycznia 2006 r. była p.o. prezesa UKE.  8 maja 2006 r. objęła fotel regulatora na 5 lat.

Premier zamierza wskazać w styczniu nową osobę na stanowisko, które piastowała Pani przez blisko 6 lat. Czuje się Pani zwolniona, czy uwolniona?

Nie czuję się na pewno uwolniona. Ten urząd przez ostatnich kilka lat był moim życiem. Nie czuję się też zwolniona. To może zrobić tylko parlament.

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację