Czy prywatny rozproszony akcjonariat może być alternatywą dla zagranicznej kontroli nad bankami?
Postulat podjęcia przez władze regulacyjne działań w kierunku zwiększenia udziału w sektorze bankowym podmiotów mających swoje faktyczne centra decyzyjne w Polsce wywołał wiele komentarzy. Nie powtarzamy tutaj argumentów za „udomowieniem" i nie ustosunkowujemy się do wszystkich istotnych wątpliwości podniesionych dotąd w dyskusji na ten temat. Koncentrujemy się na odpowiedzi na wątpliwości jakie wywołał przedstawiony w cytowanym artykule postulat zastępowania dominującego dziś w polskim sektorze bankowym modelu banku zależnego od zagranicznej grupy bankowej przez model banku z rozproszonym akcjonariatem prywatnym.
Zdaniem wielu osób akcjonariat rozproszony nie gwarantuje stabilności i bezpieczeństwa banku. Według tego poglądu bank powinien posiadać dominującego właściciela, który nadzoruje kierownictwo banku, interesuje się nie tylko wynikami krótkookresowymi, lecz również jego długoterminowymi perspektywami, a w sytuacji awaryjnej, gdy bank popadnie w kłopoty, może go wesprzeć dokładając kapitał. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że choć pogląd ten zawiera pewne elementy racjonalności, to z różnych przyczyn nie odpowiada rzeczywistości we współczesnym świecie.
Rozproszony akcjonariat dominuje
Rozproszony akcjonariat jest dominującą formą własności w dużych prywatnych bankach w Europie i na świecie.
Spójrzmy na 12 największych pod względem kapitału banków na świecie (według rankingu magazynu „The Bankier" z roku 2011). Jeżeli pominiemy trzy kontrolowane przez państwo banki chińskie oraz przejęty przez rząd brytyjski bank RBS, to stwierdzimy, że pozostałe 8 banków to banki prywatne o rozproszonej strukturze własności, gdzie udział największego akcjonariusza jest z reguły na poziomie znacznie poniżej 10%.