Złoty na huśtawce

Z kursem złotego jest jak z pogodą tej zimy. Telewizyjni meteorolodzy przez cały grudzień twierdzili, że już już, na kilka dni, przyjdą śniegi i dadzą wymarzone przez wszystkich białe święta.

Publikacja: 10.02.2012 01:26

Złoty na huśtawce

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Kiedy to się nie stało i przez długie tygodnie nadal było ciepło, powszechne stały się narzekania na to, że nie ma śniegu i dzieci będą miały zmarnowane ferie.

Kiedy przyszedł wreszcie mróz, szybko się wszystkim znudził i zaczęło się zastanawianie: kiedy pęknie? Skoro trwa już od kilku tygodni, wszyscy czekają, że stanie się to lada moment. Słowem, trudno cokolwiek przewidywać. Temperatura skacze od ekstremum do ekstremum, a zmiana pogody z ciepłej na zimną i odwrotnie następuje w tym roku zazwyczaj dokładnie wtedy, kiedy się jej nie spodziewamy.

Podobnie z kursem złotego. Właściwie kształtuje się wbrew rozsądkowi (nie mówiąc o tym, że wbrew przewidywaniom analityków – bo to dość oczywiste i mogliśmy się już przez lata przyzwyczaić). Kiedy z polskiej gospodarki płynęły całkiem dobre sygnały, można było oczekiwać umocnienia złotego. Jednak przez całą jesień mieliśmy systematyczne i poważne osłabianie. Oczywiście, można to sobie dość łatwo wytłumaczyć (zwłaszcza kiedy tłumaczymy coś, co się już stało, a nie próbujemy przewidywać).

Od połowy roku greckie problemy gwałtownie popsuły humory wszystkim inwestorom świata, więc zaczęli uciekać z rynków wschodzących uważanych za ryzykowne. To, że polska gospodarka wyglądała lepiej od innych, nie miało znaczenia. Inwestorzy gotowi byli raczej zaakceptować oferowane na rynku niemieckich obligacji ujemne oprocentowanie (sic!), niż kupować dochodowe, ale niepewne obligacje z tak mało przewidywalnych krajów, jak Polska, Brazylia czy RPA (część amerykańskich inwestorów być może nawet przy okazji zadała sobie pytanie, czy przypadkiem wszystkie te kraje nie leżą w Azji i czy nie sąsiadują z jeszcze bardziej niebezpiecznym Iranem).

Od początku 2012 roku złoty rozpoczął z kolei dynamiczny marsz w stronę umocnienia, mimo że sytuacja na świecie wiele się nie poprawiła. Grecy strajkują

przeciw oszczędnościom i wszystko wskazuje na to, że wcześniej czy później zbankrutują. Porozumienie w strefie euro to wciąż raczej sprzedawana mediom propaganda niż rzeczywistość. Prezydent Obama sypie jak z rękawa bajkami o tym, że kryzys w USA się już zaczyna kończyć, co nie powinno dziwić wobec zbliżających się wyborów. A wizja recesji w Europie i spowolnienia wzrostu w Polsce jest bardzo poważna.

A jednak inwestorzy się tym nie przejmują. Znowu poczuli apetyt na ryzyko, znowu podniecają się jakimikolwiek nieźle wyglądającymi danymi o gospodarce USA i Niemiec, znów kupują waluty z rynków wschodzących – w tym złotego. W efekcie znów rośnie on w siłę.

W gruncie rzeczy da się o tym wszystkim powiedzieć jedynie dwie względnie sensownie rzeczy.

Po pierwsze to, że oceniając cały ten bałagan z perspektywy długookresowej, powinniśmy przyznać, że złoty trzyma się całkiem nieźle. Przed kryzysem płaciliśmy około 4 zł za euro. Potem nastąpiły szaleńcze wahania – parę miesięcy potężnego umocnienia, potem gwałtowne osłabienie, potem znów umocnienie, potem osłabienie, teraz umocnienie. Ale mimo wahań nasza waluta wydaje się trzymać stale gdzieś w pobliżu owych magicznych 4 zł za euro. To poziomu kursu, który jest generalnie uważany za całkiem korzystny dla naszej gospodarki (choć oczywiście odpowiada on bardziej jednym, a martwi innych).

No i drugie dość pewne spostrzeżenie. Takie, że póki nie zakończy się rzeczywiście światowy kryzys (a nie stanie się to ani za rok, ani za dwa), do huśtawki nastrojów na rynkach walutowych musimy się po prostu przyzwyczaić.

Kiedy to się nie stało i przez długie tygodnie nadal było ciepło, powszechne stały się narzekania na to, że nie ma śniegu i dzieci będą miały zmarnowane ferie.

Kiedy przyszedł wreszcie mróz, szybko się wszystkim znudził i zaczęło się zastanawianie: kiedy pęknie? Skoro trwa już od kilku tygodni, wszyscy czekają, że stanie się to lada moment. Słowem, trudno cokolwiek przewidywać. Temperatura skacze od ekstremum do ekstremum, a zmiana pogody z ciepłej na zimną i odwrotnie następuje w tym roku zazwyczaj dokładnie wtedy, kiedy się jej nie spodziewamy.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację