Kiedy to się nie stało i przez długie tygodnie nadal było ciepło, powszechne stały się narzekania na to, że nie ma śniegu i dzieci będą miały zmarnowane ferie.
Kiedy przyszedł wreszcie mróz, szybko się wszystkim znudził i zaczęło się zastanawianie: kiedy pęknie? Skoro trwa już od kilku tygodni, wszyscy czekają, że stanie się to lada moment. Słowem, trudno cokolwiek przewidywać. Temperatura skacze od ekstremum do ekstremum, a zmiana pogody z ciepłej na zimną i odwrotnie następuje w tym roku zazwyczaj dokładnie wtedy, kiedy się jej nie spodziewamy.
Podobnie z kursem złotego. Właściwie kształtuje się wbrew rozsądkowi (nie mówiąc o tym, że wbrew przewidywaniom analityków – bo to dość oczywiste i mogliśmy się już przez lata przyzwyczaić). Kiedy z polskiej gospodarki płynęły całkiem dobre sygnały, można było oczekiwać umocnienia złotego. Jednak przez całą jesień mieliśmy systematyczne i poważne osłabianie. Oczywiście, można to sobie dość łatwo wytłumaczyć (zwłaszcza kiedy tłumaczymy coś, co się już stało, a nie próbujemy przewidywać).
Od połowy roku greckie problemy gwałtownie popsuły humory wszystkim inwestorom świata, więc zaczęli uciekać z rynków wschodzących uważanych za ryzykowne. To, że polska gospodarka wyglądała lepiej od innych, nie miało znaczenia. Inwestorzy gotowi byli raczej zaakceptować oferowane na rynku niemieckich obligacji ujemne oprocentowanie (sic!), niż kupować dochodowe, ale niepewne obligacje z tak mało przewidywalnych krajów, jak Polska, Brazylia czy RPA (część amerykańskich inwestorów być może nawet przy okazji zadała sobie pytanie, czy przypadkiem wszystkie te kraje nie leżą w Azji i czy nie sąsiadują z jeszcze bardziej niebezpiecznym Iranem).
Od początku 2012 roku złoty rozpoczął z kolei dynamiczny marsz w stronę umocnienia, mimo że sytuacja na świecie wiele się nie poprawiła. Grecy strajkują