To dobry pomysł oraz dobra informacja dla firm obawiających się dołka inwestycyjnego w latach 2013 – 2015.
Krajowy Fundusz Drogowy jest od 2004 roku jednym ze źródeł finansowania dróg w Polsce, obok pieniędzy z budżetu państwa i środków z funduszy europejskich. Zasilają go m.in.: 80 procent z opłaty paliwowej od paliw silnikowych i autogazu, wpływy z opłat za przejazd autostradami, jeżeli pobór opłat jest dokonywany przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, zobowiązania zaciągnięte przez BGK na rzecz zasilenia Funduszu w postaci kredytów czy emitowanych obligacji. Ze środków Funduszu z kolei finansowane mogą być m.in. budowy i przebudowy dróg krajowych realizowane przez GDDKiA, budowy lub przebudowy drogowych obiektów inżynierskich i przepraw promowych oraz zakup urządzeń do ważenia pojazdów. W latach 2010 – 2012 środki KFD mogą być przeznaczane na remonty, odbudowę lub przebudowę dróg krajowych, ale tylko tych zniszczonych na skutek powodzi. Teraz finansowany mógłby być każdy remont drogi krajowej.
To istotna zmiana. W ostatnich czterech latach krytykowałem całkowite skupienie uwagi ministerstwa na nowych inwestycjach przy równoczesnym zaniedbaniu istniejącej sieci dróg krajowych, których nawierzchnia w góra 60 proc. była w stanie dobrym. Koleiny na 4 tys. km głównych tras to rzecz niedopuszczalna. Potrzeby w doprowadzeniu sieci do poziomu przyzwoitości są szacowane przez GDDKiA na 7 – 8 mld zł.
Ministrowi sugeruję przy okazji przejęcie pod skrzydła swojego resortu Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych, w ramach którego powstają tzw. schetynówki. W tym roku budżet przeznacza na nie co prawda tylko 200 mln zł, ale już od 2013 r. wracamy do kwoty 1 mld zł. Drobne inwestycje i remonty dróg samorządowych mające na celu poprawę bezpieczeństwa oraz program remontów dróg krajowych powinny być wspólnie zarządzane po to, aby połączyć siły przy sąsiadujących ze sobą drogach i uzyskać lepszy efekt skali.