Gospodarka strefy euro odbije

W strefie euro już mamy do czynienia z recesją, ale na szczęście jest ona bardzo płytka i można się spodziewać, że gospodarka odbije - mówi Marek Belka, prezes NBP

Aktualizacja: 13.03.2012 16:11 Publikacja: 12.03.2012 16:23

Marek Belka, prezes NBP

Marek Belka, prezes NBP

Foto: Fotorzepa, Szymon Laszewski Szymon Laszewski

Zdecydowania większość inwestorów przystała na redukcję greckiego długu. To kamień milowy w historii obecnego kryzysu strefy euro?

To ważne wydarzenie. Okazało się, że współpraca ze środowiskiem finansowym przyniosła dobre rezultaty i cichym bohaterem europejskiego kryzysu został Amerykanin Charles Dallara, szef Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF). Mam nadzieję, że wszyscy dotrzymają słowa, iż będzie to zdarzenie jednorazowe i nie będzie podobnej konieczności w innych krajach.

Stawia pan na taki scenariusz? Czy zaraz raczej się zacznie spekulacja, że będzie inaczej?

Nie odpowiem na takie pytanie nawet gdybym miał jakieś podejrzenie. Operacja redukcji długu Aten pokazała,  że wszystkie strony są zdeterminowane by uniknąć niekontrolowanego bankructwa. Mamy więc do czynienia z pewnego rodzaju oddłużeniem i nie warto już nawet używać słowa „bankructwo". To dowód dla Greków, a przynajmniej greckich elit, że traktuje się ich poważnie, a nie chce się ich pozostawić samych sobie. Poważnie też trzeba traktować głosy, że Grecja powinna pozostać w strefie euro. To, że Grecy to wiedzą jest oczywiste, bo wyjście z euro byłoby katastrofą dla tamtego społeczeństwa. Sytuacja Grecji jest nadal ciężka, ale warto podkreślić, że np. jej eksport ostro rośnie, choć oczywiście z niskiego poziomu.

Zgoda na oddłużenie Grecji nastąpiła chwilę po tym jak EBC wpompował w system bankowy w sumie około bilion euro. Czy to są znaki wskazujące na koniec kryzysu? Na rynki zaczyna wracać optymizm choć w strefie euro pojawiają się zjawiska recesyjne.

W strefie euro już mamy do czynienia z recesją, ale na szczęście jest ona bardzo płytka i można się spodziewać, że gospodarka odbije. To, co się stało jest dobrą wiadomością i dla rynków i dla samych Greków - dla nich to jak wyciągnięcie w ostatniej chwili z paszczy krokodyla. Teraz musimy obserwować, co się będzie działo w Hiszpanii i we Włoszech. Jeśli te kraje zrealizują zaplanowane reformy to „plecak z kamieniami" zostanie zdjęty z pleców europejskiej gospodarki. To będzie ulga. Sprawy włosko-hiszpańskie są ważne i dla nas. Kiedyś myśleliśmy, że jak jeden kraj traci na konkurencyjności to nic złego innym się nie stanie. Ale widać dziś już wyraźnie, że jest inaczej. Jesteśmy bowiem mocno zintegrowani, choćby przez kanał bankowy.

Czy zauważa pan pozytywny wpływ pieniędzy z EBC na polską gospodarkę i rynki?

Po pierwszej akcji LTRO widać było jej pozytywny wpływ na złotego i rządowe obligacje. Teraz jest jeszcze za wcześnie na ocenę.

Jesteśmy dziś w Polsce w takim momencie, że gospodarka na dłużej zwolni, a tempo wzrostu cen pozostanie wciąż znaczące, przewyższające cel RPP?

Nie. My jesteśmy nadal w okresie bardzo przyzwoitego wzrostu gospodarczego. Spodziewaliśmy się, że on trochę zwolni, ale wciąż jakoś nie zwalnia. A co do inflacji, to wierzymy, że szczyt  inflacyjny mamy za sobą i w tej chwili, fakt, że zbyt wolno jak na ambicje RPP, ale inflacja zaczyna zwalniać.

Jak czytać ostatni komunikat Rady? Część ekonomistów mówi, że jest bardziej jastrzębi, a część że bardziej gołębi.

Może to dobrze? Rada odnotowuje pewne pozytywne trendy. Inflacja zbyt wolno, ale jednak, zaczyna schodzić. Rada ma bardziej optymistyczny obraz polskiej gospodarki...

...niż to wynika z ostatniej projekcji inflacyjnej?

Nie. Niż powszechnie się uważa. I tu mam na myśli głównie analityków zagranicznych. Fakt, ostatnio podnieśli swoje prognozy PKB, mniej więcej do poziomu, o którym RPP mówiła przed kilkoma miesiącami. My, w RPP lepiej niż oni czujemy tę polską gospodarkę. Dla nich jest oczywiste, że jak mamy osłabienie koniunktury na Zachodzie to i w Polsce też musi być zdecydowanie gorzej. Mają model, wstawiają prognozy dla Zachodniej Europy i wychodzi im prognoza dla Polski. I nie ma co dyskutować. Tymczasem część członków RPP wyczuwa, że polska gospodarka jest silniejsza niż przewidują modele i w czasie osłabienia koniunktury na Zachodzie wciąż nieźle sobie radzi.

Rada z jednej strony widzi niemrawy spadek inflacji, a gospodarka – wprawdzie nieuchronnie musi zwolnić, ale „na oko" mniej niż się sądzi w tych pesymistycznych scenariuszach. W związku z tym jest pewne zniecierpliwienie, co widać w komunikacie, gdy mówimy o możliwym zaostrzeniu polityki jak perspektywy cenowe się nie poprawią. Ale one się poprawiają.

Część ekonomistów twierdzi wręcz, że z uwagi na oczekiwany spadek inflacji i wolniejsze tempo wzrostu PKB stopy procentowe mogą zostać obniżone pod koniec roku.

Nie powinniśmy oczekiwać szybkiego ruchu w dół. Pamiętajmy jednocześnie, że Rada wcześniej nie podniosła stóp.

A mogła?

Zawsze może. To nie jest tak, że Rada abstrahuje od tego, co się dzieje wokół. Rada patrzy, czeka na spadek inflacji, ale z pewnym zniecierpliwieniem.

Co prawda mandatem RPP nie jest dbanie o wzrost zatrudnienia, ale mamy w Polsce bezrobocie najwyższe od kwietnia 2007 r. Czy pana to nie niepokoi? Co można zrobić by pobudzić rynek pracy i czy ma pan tu wskazówki dla rządu?

To nie jest mandatem żadnego z kontynentalnych banków centralnych Europy.  Mandatem RPP jest dbanie o jakość wzrostu gospodarczego. Bo czym jest niska inflacja? Jest dbaniem o to by wzrost był zrównoważony i dał się utrzymać w dłuższej perspektywie. Więc my też mimo wszystko jesteśmy w tym biznesie - tylko dbamy o wyższą jakość wzrostu PKB. Te dwa mandaty nie są sprzeczne w długim okresie. Pamiętajmy, że stopa bezrobocia według BAEL jest zdecydowanie niższa niż ponad 13 proc. podawane przez GUS według tradycyjnej metodologii. Ona wynosi około 10 proc. W Polsce nigdy nie mieliśmy stopy bezrobocia poniżej 7 proc. Obecna jest oczywiście za wysoka, ale w ostatnich latach obserwowaliśmy w Polsce wzrost aktywności zawodowej. To prawdopodobnie efekt likwidacji przywilejów emerytalnych, ale może też powrotów z emigracji. Jeśli tak, to pozwala to wytłumaczyć dość wysoką stopę bezrobocia, ale jednocześnie widać dosyć szybkie tempo tworzenia nowych miejsc pracy. Trzeba to uwzględniać oceniając kondycję gospodarki.

Dba pan o jakość wzrostu gospodarczego. NBP może też pomóc finansom publicznym przez wpłatę z zysku banku do budżetu. Czy tegoroczna wpłata będzie może wyższa niż ta z ubiegłego roku?

Nie mogę jeszcze odpowiedzieć na to pytanie, bo wyniki NBP analizuje audytor. Jedno mogę powiedzieć: zasady księgowości się nie zmieniły. A jeśli będzie zysk, obniżą się potrzeby pożyczkowe państwa.

Resort finansów nie ma kłopotów ze sprzedażą obligacji.

Ministrowi finansów idzie bardzo dobrze. Ma doskonałych ludzi od zarządzania długiem, chapeau bas.

A czy jest pan na 100 proc. przekonany, że minister finansów osiągnie w tym roku deklarowany poziom deficytu finansów publicznych, czyli 2,9 proc. PKB?

Oczywiście nie mam 100-proc. pewności, ale jest wysokie prawdopodobieństwo, że się uda. Minister będzie miał prawdopodobnie lepszy punkt wyjścia, czyli niższy od założonego deficyt za 2011 r., który mógł wynieść nieco mniej niż 5,6 proc. PKB. To ułatwi zejście w okolice 3 proc. PKB w tym roku. Pamiętajmy też, że budżet oparty jest na konserwatywnych założeniach z 2,5-proc. wzrostem PKB. To dobrze, że prognozy MF są bardziej konserwatywne niż nasze. I tu jest więc pewna zakładka. A poza tym...inflacja, co mnie oczywiście nie cieszy, okazuje się wyższa niż założona przez ministra. I wreszcie, realizowane są założenia po stronie przychodowej. Wyższa składka rentowa już działa, podatek od kopalin też będzie, choć z miesięcznym opóźnieniem....

...to 200 mln zł mniej dla budżetu...

To nie ma większego znaczenia. Tak więc wiele wskazuje na to, że ministrowi finansów  uda się zrealizować plan.

Gdyby do tego doszło mamy szansę na wyższy rating?

Polska zasługuje na wyższy rating.

Wielu tak mówi, ale od 2002 r. zmiany nie widać.

Ostatnio usłyszałem od szefa Moodys'a, że i tak wypadamy relatywnie coraz lepiej, bo innych wiarygodność spada. Powiedziałem mu, że my innym dobrze życzymy i nas to nie satysfakcjonuje. Jest w tym trochę czynników kulturowych. My zapomnieliśmy już o tym, ale wszyscy dookoła pamiętają, że Polska nieco ponad 20 lat temu była bankrutem.

Myśli pan, że część inwestorów zagranicznych uważa, że w Polsce biegają białe niedźwiedzie po ulicach?

Tak to już nie jest, ale wciąż nie docenia się siły polskiej gospodarki, dynamizmu polskich przedsiębiorców i tego, że jesteśmy bardziej stabilną gospodarką niż to wychodzi z modeli. Nawet zawodowi przepowiadacze kryzysu jakoś ostatnio przycichli. Strachy o tym, że polska gospodarka zmierza ku recesji powinniśmy odłożyć na bok. To oczywiście nie jest najpiękniejszy ze światów, skoro zwalnia gospodarka naszych partnerów handlowych. Ale to nie jest katastrofa i gorsze rzeczy przeżywaliśmy. Przedsiębiorcy powoli zaczną się przekonywać, że „sufit nam na głowę nie spadnie".

Agencje ratingowe biorą pod uwagę stabilność polityczną. Teraz większość koalicyjna w Sejmie opiera się  na trzech posłach. Czy to może zwiększyć obawy rynków o przeprowadzenie reform?

Odejście posła Gibały jak na razie nie odbiło się zbyt szerokim echem na globalnych rynkach finansowych.

Ale czy spadające notowania PO nie osłabią zamiarów reformatorskich?

Zobaczymy. Trzymam kciuki za rządowymi propozycjami w sprawie wieku emerytalnego i mam nadzieję, że jeśli zostaną zmodyfikowane to nieznacznie. To nie ma znaczenia dla tegorocznego czy przyszłorocznego budżetu, ale ma wpływ na polską gospodarkę. Podniesie też prestiż kraju w oczach inwestorów.

Czy są następne reformy, które trzeba wdrożyć?

Prezes NBP nie powinien pouczać rządu w sprawach strukturalnych.

Spodziewa się pan, że rząd może zdecydować się na kolejne cięcie składki do OFE?

Nie sądzę, żeby konieczne były dalsze cięcia. Pojawiają się jednak głosy, czy ten system jest do utrzymania. Trzeba zrobić jednak wszystko, żeby wykorzystać potencjał rozwojowy w nim tkwiący. To jedyny zasób naszych długoterminowych oszczędności. On powinien być wykorzystany, a tak nie jest. No, bo gdzie OFE mają inwestować? Inwestują w rządowe papiery skarbowe zresztą szczerze mówiąc, to najrozsądniejsze w takich czasach.....

A może w gaz łupkowy powinny?

Nie wiem, czy w gaz łupkowy. U nas dopiero zaczyna się rozwijać rynek instrumentów dłużnych - nie tych państwowych. Dlaczego sektor prywatny nie za bardzo jest nimi zainteresowany? Można powiedzieć, że jest za łatwo. Ci, którzy mają dostęp do kredytu, mają dostęp do taniego pieniądza z zagranicy. Obecna struktura systemu bankowego więc tu nam nie pomaga. Polskie firmy kredytują się w bankach zagranicznych i właściwie po co miałyby wstępować na rynek z emisjami obligacji. Polska mogłaby jednak ten segment rozwijać i wtedy pula długoterminowych oszczędności byłaby lepiej wykorzystana z punktu widzenia gospodarki.

Czy NBP planuje zmusić banki by obniżyły opłaty interchange?

Mamy propozycję, aby banki zgodziły się na niższe zyski. Naciskamy na nie i pokazujemy, że wysokie interchange fee duszą rynek kart płatniczych nawet nie od strony konsumentów, tylko od strony drobnego biznesu, tam gdzie są terminale. Dziś sklepikarz modli się bym czasem kartą nie zapłacił, bo musi uiścić wysoką opłatę. Jeśli banki się nie zgodzą, to możliwa jest próba wprowadzenia zmian ustawowych nakazujących obniżki, o czym wspominał już resort finansów. Jak banki się nie zgodzą na kompromis, to ryzykują, że takiego rodzaju ustawowe rozwiązanie zostanie wprowadzone. Choć wiem, że nakazowe rozwiązanie może być mniej efektywne, bo instytucje finansowe mogą próbować odbić sobie straty w innych pozycjach i tam zwiększać opłaty.

Czy jakimś znakiem kryzysu nie jest fuzja BZ WBK i Kredyt Banku mająca znaczny wpływ na sektor bankowy?

To nie jest objaw kryzysu szczególnie, że KNF miała udział w tym procesie. To nie jest zaskoczenie dla nadzoru, który wysoko stawia poprzeczkę. Wszyscy się zaciekawili tym, że opowiada się za notowaniami Santandera na polskiej giełdzie, ale to jest mniej istotne niż np. zapewnienie płynności banku i finansowania frankowego portfela kredytowego Kredyt Banku. Ale i tu są rozwiązania. Jako kraj zatroszczyliśmy się o to.

Cieszy się pan zapewne z tego, że nadzór docisnął banki w sprawie kredytów walutowych.

Zawsze mówiłem, że kredyty walutowe to duże niebezpieczeństwo dla polskiej gospodarki. To jedno z podstawowych źródeł jej niestabilności, choć te źródła w ogóle nie są znaczące.

Jeśli sytuacja na rynkach i w strefie euro się poprawia, to może zaczyna pan prognozować kiedy Polska wejdzie do euro.

Kiedyś powiedziałem, że za mojej kadencji to chyba „nie". Chodziło mi o to, że nie nastąpi to tak szybko. I pojechałem potem za granicę i wszyscy zaczęli mnie o to pytać: czy jestem przeciwnikiem euro?. Dziś trochę inaczej widzimy warunki funkcjonowania w euro, chodzi nie tylko o spełnienie kryteriów z Maastricht. Chodzi o to by mieć bardziej dojrzałą i odporną na „boom-bust cycle", bo co oznaczy wejście do eurostrefy? Gwałtowne obniżenie stóp procentowych. Piękna sprawa, ci którzy mają kredyty w złotych, zobaczyliby niższe oprocentowanie. Ale pamiętajmy, że zmienia się też strefa euro. Ona będzie się bardziej integrować, tworzyć atrybuty państwa, już dziś proces nadzoru ekonomicznego jest bardziej aktywny, a w przyszłości ten nadzorca będzie mówił krajom co mają robić np. w polityce społecznej czy płacowej. To już będzie bardzo poważna interwencja zewnętrzna, zresztą konieczna by euro przetrwało. Więc, za kilka lat staniemy przed dylematem, chyba nawet ostrzejszym niż dziś. A wejście do euro będzie trudniejsze także ze względów psychologicznych, choć pozostawanie poza strefą też będzie trudniejsze, bo będzie oznaczało coraz większą marginalizację. Kiedyś przyjdzie nam podjąć te decyzje. Nie zazdroszczę tym, którzy będą musieli to robić.

Zdecydowania większość inwestorów przystała na redukcję greckiego długu. To kamień milowy w historii obecnego kryzysu strefy euro?

To ważne wydarzenie. Okazało się, że współpraca ze środowiskiem finansowym przyniosła dobre rezultaty i cichym bohaterem europejskiego kryzysu został Amerykanin Charles Dallara, szef Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF). Mam nadzieję, że wszyscy dotrzymają słowa, iż będzie to zdarzenie jednorazowe i nie będzie podobnej konieczności w innych krajach.

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację