Wiedza daje władzę – twierdził Francis Bacon. Co jednak się dzieje, gdy informacja jest powszechnie dostępna? Gdy proporcja się odwraca – liczba tych, którzy mają dostęp do informacji, zaczyna przerastać liczbę tych, którzy nie mają do niej dostępu.
Wtedy wiedza zaczyna tracić na znaczeniu. Wciąż jest istotna, lecz nie daje już takiej przewagi jak 100, 50, a nawet 10 lat temu. Przewagi, która pozwalała na szybszy awans społeczny, wyższe zarobki (w końcu wiedza to wartość dodana, za którą trzeba płacić) czy choćby na długoletnią dominację firmy w swojej branży.
Informacyjną rewolucję, która zaczyna odwracać proporcje, zawdzięczamy Internetowi. Może warto pochylić się nad tym, co globalna sieć, stając się skarbnicą wiedzy i informacji całej ludzkości, tej ludzkości odebrała?
Część zmian, które obserwujemy na świecie, to jej zasługa. I są to zmiany o poważnych, długotrwałych i być może nieodwracalnych konsekwencjach społecznych.
Złudna gwarancja
W 1988 r. wyższym wykształceniem mogło się pochwalić 6,5 proc. Polaków. Jak wynika z danych Eurostatu za 2010 r., studia ma skończone w Polsce 37,4 proc. osób w wieku 25–34 lata. We Francji i Wielkiej Brytanii wskaźnik ten przekroczył 40 proc., a w Hiszpanii, kraju rozwiniętym z największym bezrobociem wśród młodych, wynosił 39,2 proc. Jak to możliwe, że udokumentowana (miejmy nadzieję) wiedza nie podwyższa szans na rynku pracy? Przyczyn jest zapewne wiele. Ale jedną z nich jest fakt, że informacja przestaje mieć takie znaczenie. Choćby z tego powodu, że gdy zamiast 100 fachowców z danej dziedziny jest ich kilka tysięcy, a ich jedynym „fachowym" zasobem jest teoria, a nie umiejętność jej zastosowania w praktyce, wartość każdego z nich na rynku pracy spada.