Ale teoria ta nie musi się wcale sprawdzić.
To wydaje się pewne. Będziemy mieli wojnę dwóch wielkich potęg: Rosji oraz Stanów Zjednoczonych. Wojna będzie gazowa, ale nie chodzi o taki gaz, jaki został użyty w bitwie pod Ypres.
Rosja uruchamiając drugą nitkę Gazociągu Północnego powiększyła swoją moc przesyłową dwukrotnie, do 55 mld metrów sześciennych. Ruszyła także kolejna wielka inwestycja Gazpromu – South Stream. Po jej zakończeniu Rosja będzie mogła dodatkowo dostarczać Europie 63 mld metrów sześć. gazu.
Z kolei w USA specjalna komisja rządowa zgodziła się na eksport gazu łupkowego. Wcale nie było pewne, że tak się stanie, gdyż bardzo silnie protestowało lobby przemysłowe. Przedsiębiorstwa korzystające dzisiaj z najtańszego gazu na świecie obawiają się, że eksport spowoduje podwyżkę cen gazu na rynku krajowym.
Kto wie, czy nie mają trochę racji, bo po planowanej budowie 15 terminali możliwości przesyłowe wyniosą ok. 225 mld metrów sześć. Wprawdzie jest to gaz o mniejszej wartości energetycznej i koszty transportu będą wysokie, ale mimo to podana wielkość robi wrażenie. Zwłaszcza gdy uzmysłowimy sobie, że w ciągu kilku lat możliwości transportu gazu do Europy wzrosną o połowę obecnego zapotrzebowania (które zresztą wskutek kryzysu od dwóch lat maleje).