Euro wymusi konkurencyjność

W debacie na temat wejścia Polski do strefy euro przyszedł czas, aby spojrzeć na proces przyjmowania wspólnej waluty w sposób bardziej obiektywny, niż było to możliwe w epicentrum kryzysu europejskiego – pisze partner PwC oraz przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Publikacja: 24.01.2013 02:42

Euro wymusi konkurencyjność

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Jeszcze pół roku temu dominowało przekonanie, że zaraz nastąpi rozpad strefy euro i że nic gorszego niż wspólna waluta nie mogło się Europejczykom przydarzyć. Z kolei przed upadkiem Lehman Brothers było dużo euforii i optymizmu co do przyszłości i skuteczności mechanizmów strefy euro. Skrajne oceny nie sprzyjają rzeczowej dyskusji – teraz jest czas, aby spojrzeć na to wyzwanie nieco bardziej na chłodno. Mamy za sobą doświadczenia kryzysu, które obnażyły słabości unii walutowej, ale też pokazały skuteczność instytucji, jaką jest Europejski Bank Centralny.

Zalety i wady

Zacząć należy od argumentów ekonomicznych. Wspólna waluta ma swoje wady i zalety, stąd też niejednoznaczna ocena skutków jej przyjęcia. Przeciwnicy wskazują przede wszystkim na brak elastycznego kursu walutowego, który jest najprostszym i jednocześnie najskuteczniejszym mechanizmem dostosowania gospodarki. Zwracają uwagę na przykłady wielu krajów, w tym w szczególności ostatnio krajów południa Europy, w których brak konkurencyjności był spowodowany m.in. brakiem możliwości szybkiego dostosowania po stronie kursu.

Kolejny mocny argument to nieadekwatność polityki monetarnej prowadzonej przez EBC na poziomie całego obszaru strefy euro wobec krajów znajdujących się na innym poziomie rozwoju, gdzie restrykcyjność polityki monetarnej dostosowywana jest do dominanty. Innymi słowy polityka monetarna adekwatna dla Niemiec czy Francji z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będzie właściwa dla małej otwartej rozwijającej się gospodarki, jaką jest Polska. Wspólna waluta utrudnia również możliwość szybkiej reakcji na asymetryczne szoki, których przecież nie można w przyszłości wykluczyć.

Zwykle w takich sytuacjach następowałoby odpowiednie dostosowanie polityki monetarnej do wstrząsu, jaki uderzył w daną gospodarkę, ale mając bank centralny we Frankfurcie, nie da się tego zrobić. Przykłady Hiszpanii i Portugalii pokazują, że zbyt długie utrzymanie nieodpowiednio niskich stóp procentowych może doprowadzić do powstania nierównowag na rynkach aktywów. A bez wspólnej waluty banki centralne obu tych krajów powinny zawczasu zwiększyć restrykcyjność polityki monetarnej.

Inny często używany argument dotyczy tego, że dopóki nie nastąpi pełna realna konwergencja gospodarcza, czyli wyrównanie poziomów życia, jakiekolwiek rozwiązania uwspólniające walutę są niekorzystne dla krajów mniej zamożnych. I jeszcze argument o ryzyku wspierania krajów zamożnych przez kraje biedniejsze, jak to miało miejsce w przypadku pomocy dla Grecji, na którą musiała się składać znacznie mniej zamożna Słowacja. Strefa euro rozleniwiła też niektóre kraje Południa, w szczególności Grecję, i wyłączyła rynkowy mechanizm wczesnego ostrzegania, co w konsekwencji doprowadziło do nadmiernego zadłużenia Grecji i nie tylko Grecji.

Argumenty polityczne

W sumie w sposób najbardziej obrazowy opisał te problemy Stefan Kawalec, porównując strefę euro do grupy turystów powiązanych liną, którzy nie mogąc wycofać się z trasy, znacznie trudniejszej, niż sądzili, muszą się nawzajem wspierać, ale przez to idą wolniej i są mniej skuteczni. Polska i pozostałe kraje UE, nie będąc powiązanymi tą liną, mogą dostosować tempo do zmieniających się warunków. Przemawiający do wyobraźni jest ten przykład, jeszcze do niego wrócimy.

Kurs walutowy jest skutecznym, ale  krótkotrwałym narzę-dziem odzyskiwania konkurencyjności.

Równolegle z argumentami natury ekonomicznej pojawiają się również te polityczne, z głównym o utracie suwerenności na czele. Bardziej konkretne zarzuty dotyczą rozwiązań zawartych w pakcie fiskalnym czy w unii bankowej, gdzie współodpowiedzialność zdejmie część władztwa państwowego nad polityką fiskalną i nadzorem bankowym. W przypadku polityki pieniężnej przyjęcie euro oznacza pełne przekazanie władztwa monetarnego do Frankfurtu. Nie można więc w żaden sposób twierdzić, że zakres odpowiedzialności polskich władz w ramach wymienionych obszarów się nie zmieni. Co więcej, w przypadku gdyby integracja miała również doprowadzić do decyzji o emisji euroobligacji, prawdopodobnie skala emisji długu poprzez poszczególne kraje byłaby również koordynowana centralnie. Zasadne więc jest pytanie, czy to wszystko się opłaca.

Skuteczna restrukturyzacja

Zaczynając od argumentów ekonomicznych. Rzeczywiście kurs walutowy jest bardzo skutecznym narzędziem odzyskiwania konkurencyjności, ale niestety krótkotrwałym. Zauważmy, że sama zmiana poziomu kursu zwiększa atrakcyjność eksportową kraju dewaluującego, jednocześnie jednak nie sprzyja restrukturyzacji. Jeśli jest to kwestia wyłącznie kosztów pracy, to taki mechanizm rzeczywiście jest skuteczny, jeśli jednak firma jest nieinnowacyjna, ma przestarzałą technologię, to dewaluacja nie przyczyni się w żaden sposób do jej poprawy. Co więcej, będzie wręcz sprzyjała status quo. Kraje, których jedynym sposobem odzyskiwania konkurencyjności jest dewaluacja, w długim okresie wolniej się rozwijają. Wspólna waluta niejako wymusza w sposób naturalny rzeczywistą, wewnętrzną restrukturyzację.  Z punktu widzenia makro najważniejsza jest elastyczność procesów gospodarczych, w tym regulacje rynku produktu i rynku pracy. Przykład Niemiec najlepiej pokazuje, jak posiadając euro, można być konkurencyjnym zarówno w ramach samej strefy, jak i globalnie. Dla Niemiec euro jest relatywnie tanią walutą, ale warto przypomnieć, że na początku zeszłej dekady to właśnie w Niemczech najbardziej narzekano na niewłaściwy i zbyt wysoki kurs wymiany marki na euro. Cała poprzednia dekada była czasem restrukturyzacji gospodarki niemieckiej, z czego dzisiaj Niemcy korzystają. Jak widać więc, można i to bardzo skutecznie.

Kolejny argument dotyczy niewłaściwych (zwykle zbyt niskich) stóp procentowych, dla krajów z wyższą inflacją, choćby ze względu na efekt Balassy-Samuelsona. Jednak, jak pokazuje doświadczenie światowe, w okresie ostatniego kryzysu w tarapaty na rynku nieruchomości wpadły głównie kraje prowadzące samodzielną politykę pieniężną, w tym przede wszystkim USA i Wielka Brytania. W Europie Hiszpania i Portugalia miały podobne problemy jak tamte kraje, ale już we Włoszech, czy nawet w Grecji, nie odnotowano znacznej nierównowagi na rynku aktywów. Jak widać więc, nierównowagę na rynku aktywów wywołuje nie tyle wspólna waluta, ile błędy w polityce pieniężnej lub regulacyjnej poszczególnych krajów.

Siła i znaczenie Polski w ramach wspólnej waluty byłyby niewspółmiernie większe niż obecnie

Optymalne byłoby, gdyby wszyscy członkowie strefy euro byli na tym samym poziomie rozwoju. Ale podobnie jak w Stanach Zjednoczonych czy nawet województwach w Polsce – nie wszyscy są i nie będą na tym samym poziomie rozwoju. Nierówności w zamożności pomiędzy regionami wyrównywane są za pomocą transferów, podobnie zresztą jak w przypadku polityki spójności realizowanej przez UE lub też zmian technologicznych realizowanych na danym obszarze. Inna waluta dla Podlaskiego i Dolnośląskiego nie byłaby właściwym rozwiązaniem.

Strefa euro rozleniwia

Często pada argument, że bez wspólnej polityki fiskalnej nie będzie skutecznej unii walutowej. To nie jest też tak, że bez tego obszar wspólnej waluty nie przetrwa, najważniejsze jest prowadzenie odpowiedzialnej polityki makroekonomicznej bez nierównowag, gdyż będąc członkiem strefy euro, nie jest możliwy najbardziej standardowy instrument, jakim jest inflacja. Oczywiście wspólna polityka fiskalna zmniejsza ryzyko nieodpowiedzialnego zachowania fiskalnego członków, ale silne automatyczne stabilizatory w ramach Unii, pod warunkiem że egzekwowane – mogłyby być wystarczające. Tak więc nie tyle poziom zamożności, ile poziom odpowiedzialności jest krytyczny dla powodzenia wspólnej waluty.

Strefa euro rozleniwia, to prawda, pokazał to przykład Grecji. Może też jednak zachęcać do pracy, jak pokazał przykład Niemiec. Rozleniwienie w strefie euro wynikało z błędów polityki EBC, który traktował obligacje greckie na równi z niemieckimi. Sygnał dla rynku finansowego był bardzo mocny – nie bójcie się o długi Grecji. No i Grecja zadłużyła się ponad miarę, choć oczywiście głównymi winowajcami są kolejne greckie rządy.

Bez euro Grecy musieliby znacznie wcześniej płacić wyższe oprocentowanie od emitowanych obligacji. Po ostatnim kryzysie i bankructwie Grecji nikt już na takie niedopowiedziane gwarancje się nie nabierze. Strefa euro już tak rozleniwiać nie będzie, bo rynek nie wierzy już w zapewnienia polityczne.

Na drugim końcu równania są Niemcy, które przez całą dekadę od wejścia trzymały zarówno deficyt, jak i płace w ryzach. Robili to dla siebie, aby odzyskać konkurencyjność i poprawić swoje perspektywy wzrostu.

Każdy ładną pogodę wykorzystuje tak, ja mu się podoba – jeden leży na plaży, a drugi uprawia sport.

Biedny wspiera bogatego

Jednym z trudniejszych tematów w dyskusji będzie wspieranie krajów zamożnych przez biedniejsze w ramach mechanizmów wspólnotowych. Już teraz trudno było wytłumaczyć Słowakom, że mają wspierać bogatszych od nich Greków. Tyle że nie będąc w strefie euro, większość krajów świata uczestniczy w podobnym mechanizmie, w ramach udziałów w Banku Światowym i MFW. Obie te instytucje nie zawsze ratują wyłącznie biedne kraje. Na tym polega solidarność między państwami, chodzi jednak o to, by tego typu przypadków było jak najmniej, czyli aby ograniczyć istotnie nierównowagi w państwach członkowskich i im przeciwdziałać. Gdyby stosowano się do zasad traktatu z Maastricht, kryzysu w takiej skali by nie było.

Co do kwestii utraty suwerenności, niestety historia pokazuje, że stanie z boku zwykle nam na dobre nie wychodziło. Paradoksalnie siła i znaczenie Polski w ramach wspólnej waluty byłyby niewspółmiernie większe niż obecnie. Europa to będzie de facto strefa euro, z budżetem, z parlamentem, z polityką energetyczną. Akurat politycznie, to poza strefą euro czeka nas marginalizacja. Polityczne argumenty nie mogą być jedynymi za, ale debata nie ma charakteru czysto ekonomicznego, stąd potrzeba zaadresowania również tego zagadnienia.

Podsumowując, korzystając z porównania Stefana Kawalca, z tą wycieczką w góry jest tak, że ktokolwiek, kto się wybiera w góry, powinien być do takiej wyprawy kondycyjnie przygotowany. Bez względu na to, czy idzie sam, czy z innymi turystami jest połączony liną.

Pisali w „Rzeczpospolitej"

Tomasz Ciszak

Strefa euro: pociąg odjedzie w 2020, 8.01.2013 r.

Andrzej Wojtyna

Jak dyskutować o euro?, 4.01.2013 r.

Jeszcze pół roku temu dominowało przekonanie, że zaraz nastąpi rozpad strefy euro i że nic gorszego niż wspólna waluta nie mogło się Europejczykom przydarzyć. Z kolei przed upadkiem Lehman Brothers było dużo euforii i optymizmu co do przyszłości i skuteczności mechanizmów strefy euro. Skrajne oceny nie sprzyjają rzeczowej dyskusji – teraz jest czas, aby spojrzeć na to wyzwanie nieco bardziej na chłodno. Mamy za sobą doświadczenia kryzysu, które obnażyły słabości unii walutowej, ale też pokazały skuteczność instytucji, jaką jest Europejski Bank Centralny.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację