W 1962 roku John Kennedy wypowiedział zdanie „Konsumenci to my wszyscy". W piątek w kolejną rocznicę tego wystąpienia obchodzono Światowy Dzień Konsumenta. W Polsce także. Pamiętając o tym, pełen nadziei na poważne traktowanie, poszedłem na zakupy. Świadomym konsumentem stałem się dzięki znanemu producentowi biszkoptów z galaretką oblewanych czekoladą. Kiedyś jeden ze sklepów chciał mi sprzedać podwójne opakowanie jego flagowego produktu drożej niż dwa pojedyncze. Absurdalne? A jednak prawdziwe. Większe powinno być tańsze. Ile razy każdy z nas wrzucił do koszyka coś większego nie sprawdzając ceny? Od tamtej pory staram się sprawdzać.
Tym razem stanąłem przed półką z margarynami. Do wyboru do koloru. Ten sam producent, ta sama nazwa margaryny do smarowania, identyczna wielkość opakowania, różne smaki. Coś mnie tknęło, odwróciłem opakowanie. Na jednym waga 500 g, na drugim 450 g. a na trzecim tylko 400 g. Przypomnę wielkość opakowania taka sama. Producent może tłumaczyć, że taniej produkować jeden rodzaj opakowania, ale czy to nie jest przypadkiem lekki żart z konsumenta?
Nie tylko jednak producenci żartują z klientów. Sprzedawcy też. Dowód? Rozmowa, której byłem świadkiem. Klient: Żona prosiła, żebym kupił coś wołowego na rosół, jakąś ligawę czy pręgę. „Nie ma" - odpowiada pani zza lady. „A co jest? – „Polędwica", pada odpowiedź. Myślę sobie: oho jest nieźle. Sprzedawczyni bez mrugnięcia okiem proponuje klientowi coś, co czego do rosołu absolutnie się nie używa, coś, co za kilogram kosztuje aż 90 złotych. Klient, dla którego środowisko sklepu ewidentnie jest nieprzyjazne, bo bywa tu rzadko i czuje się niepewnie, kupuje, ceny nie sprawdza. Na razie... Piętnaście minut później, między dżemami, zauważam porzucony woreczek z polędwicą. W Polsce z powodu złej, jakości obsługi przedsiębiorcy tracą rocznie ponad 5 miliardów złotych. Pani zza lady z pewnością się do tego przyczyniła.
Stojąc przed półką z papierem toaletowym postanowiłem: nie dam się naciągnąć, wybiorę najlepszy produkt w najkorzystniejszej cenie. Szukam, rozglądam się i oto jest. Najdłuższy, nigdy się nie kończy, a na opakowaniu informacja, że te cztery roli to jak trzynaście innych. Żeby mieć pewność, sprawdzam konkurencję. Cztery rolki równają się dwunastu zwykłym. Myślę: mam, znalazłem, lepszego nie ma. Dla pewności sprawdzam twardość rolki. Im twardsza tym więcej listków na rolce. Badanie palpacyjne zaliczone. Kupuję. Zadowolony z siebie byłem tylko do czasu otwarcia opakowania w domu. Biorę rolkę do ręki i czuje, że coś jest nie tak. Okazuje się, że jest węższa od innych o jakiś 1 cm. Jednak dałem się złapać. Wydłużyli papier, ale obcięli z szerokości. Szkoda tylko, że na opakowaniu nie piszą: dłuższy od innych, ale najwęższy ze wszystkich. Czasami mam wrażenie, ze relacje producentów i sprzedawców z konsumentami są jak ten papier toaletowy. Można by je opisać czterema literami...
Ernest Bodziuch