Straty na wojnie

Ogromny entuzjazm zapanował w mediach z powodu tego, że prezydent Bronisław Komorowski będzie chronił krajobraz i wybiera się na wojnę z bilbordami. Nie podzielam tego entuzjazmu. Jak każda wojna - i ta przyniesie straty.

Publikacja: 01.06.2013 16:52

Straty na wojnie

Foto: Archiwum

W Kancelarii Prezydenta powstał projekt ustawy "o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu". Pod urzędową nazwą kryje się dwuczęściowy projekt, który  po pierwsze zaostrza przepisy dotyczące ochrony krajobrazu, a zwłaszcza lokowania tak zwanych dominant krajobrazowych (wiatraki, wieżowce)  i, po drugie,  wprowadza ograniczenia dla reklam  w przestrzeni publicznej oraz  podatek od tych reklam.

Mówiąc szczerze, mnie też się niektóre reklamy nie podobają, a skupiska wiatraków w pejzażu bywają irytujące. A gdyby ktoś powiesił płachtę 500 metrów na  500 metrów na północnej ścianie Giewontu pewnie zostałbym partyzantem. Ale to nie powód, żeby blokować energetykę wiatrową, a reklamy hurtowo likwidować. Jeśli  dzięki interesowi  z zimnym Lechem lub Żywcem można zgromadzić fundusze na konserwację rozpadającej się kamienicy – to wolę reklamę niż ruinę. Podobnie, jak mieszkańcy, którzy decydują dobrowolnie, że chcą przez pół roku siedzieć w ciemnych mieszkaniach, ale mieć nowe rury. Albo małorolni, którzy za opłatę dzierżawną akceptują szum wiatraków. Jednak zwolennikom   zakazów lub ograniczeń rozpadające się   pałacyki czy kamienice jakoś nie przeszkadzają.

Zanim zatem parlament raczy uchwalić ustawę warto zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, jest to kolejna ustawa wprowadzająca ograniczenia na rynkach  produktowych. Takie ustawy, które wprowadzają ograniczenia sanitarne, budowlane, elektryczne,  w zatrudnieniu, podejmowaniu i prowadzeniu działalności gospodarczej, w uprawianiu zawodu itd. itd. z definicji hamują wzrost gospodarczy. Polska jest na polu ograniczeń rynków produktowych jednym z liderów, jak wynika z danych OECD, przez co ponosimy ciężkie straty we wzroście gospodarczym. W 2011 r. Bouis i Duval z OECD wyliczyli nawet , że produktywność w Polsce wzrosłaby najbardziej z wszystkich krajów OECD - o 6 procent w ciągu 5 lat  i 13 w ciągu 10 proc., gdyby te ograniczenia racjonalnie, ale konsekwentnie i szybko likwidować.

Oczywiście, jedna ustawa  krajobrazowa  nie wstrząśnie energetyką  czy rynkiem reklamy , ale wpisuje się w trend krępujący przedsiębiorczość. Jej zwolennicy powinni jasno powiedzieć obywatelom – cieszycie się z naszego pomysłu? To świetnie, ale wasza radość ma swoją cenę.

Niestety, tak zwane oceny skutków realizacji, obowiązkowo dołączane do wszystkich projektów ustaw, należy traktować z przymrużeniem oka. W przypadku tej ustawy autorzy przewidują pozytywny skutek dla budżetów samorządów i zarządców dróg (nowe wpływy) , ale nie podają  w jakiej wysokości (piszą tylko w projekcie – uzupełnić). Uważają też , że   fakt,  iż elektrownie wiatrowe będą co najmniej znacznie trudniejsze w realizacji zostanie zrekompensowany  działalnością agroturystyczną i turystyczną. Oczywiście nie ma w tej ocenie żadnych liczb i prognoz. Ktoś tak pomyślał i zapisał.  Ponadto zdaniem autorów ustawa nie wpłynie na rynek pracy i poprawi konkurencyjność gospodarki, przedsiębiorczość i funkcjonowanie firm.

Bardzo tą wątpliwe, mówiąc delikatnie. Moim zdaniem budowa elektrowni  wiatrowych wyhamuje, podobnie siądzie rynek reklamy outdorowej.  Sporo  ludzi potraci pracę. Pożytki estetyczne będą, ale za cenę gospodarczą. Jak przy wszystkich podatkach i   jak to zwykle na wojnie – straty muszą być.

W Kancelarii Prezydenta powstał projekt ustawy "o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu". Pod urzędową nazwą kryje się dwuczęściowy projekt, który  po pierwsze zaostrza przepisy dotyczące ochrony krajobrazu, a zwłaszcza lokowania tak zwanych dominant krajobrazowych (wiatraki, wieżowce)  i, po drugie,  wprowadza ograniczenia dla reklam  w przestrzeni publicznej oraz  podatek od tych reklam.

Mówiąc szczerze, mnie też się niektóre reklamy nie podobają, a skupiska wiatraków w pejzażu bywają irytujące. A gdyby ktoś powiesił płachtę 500 metrów na  500 metrów na północnej ścianie Giewontu pewnie zostałbym partyzantem. Ale to nie powód, żeby blokować energetykę wiatrową, a reklamy hurtowo likwidować. Jeśli  dzięki interesowi  z zimnym Lechem lub Żywcem można zgromadzić fundusze na konserwację rozpadającej się kamienicy – to wolę reklamę niż ruinę. Podobnie, jak mieszkańcy, którzy decydują dobrowolnie, że chcą przez pół roku siedzieć w ciemnych mieszkaniach, ale mieć nowe rury. Albo małorolni, którzy za opłatę dzierżawną akceptują szum wiatraków. Jednak zwolennikom   zakazów lub ograniczeń rozpadające się   pałacyki czy kamienice jakoś nie przeszkadzają.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację