To taki stan, kiedy po okresie przyspieszonego wzrostu – najczęściej odbywającego się dzięki napływowi inwestycji przyciąganych przez tanią siłę roboczą i wysoki zwrot z kapitału – gospodarka rozwija się w tempie bliskim stagnacji.

Ostatni raport o inflacji NBP pokazuje, że Polska po zakończeniu obecnego spowolnienia może wejść w taki właśnie okres. Z tempem wzrostu PKB wynoszącym poniżej 3 proc. przestaniemy doganiać kraje lepiej rozwinięte gospodarczo. Szansą na wyjście z tej pułapki byłoby przestawienie gospodarki na tory innowacyjności. Udało się to np. Finlandii, a decydujące znaczenie miała reforma edukacji.

U nas reforma edukacji sprowadza się do niezrozumiałego dla większości społeczeństwa zmuszania rodziców do posyłania do szkoły sześciolatków. A polska nauka i szkolnictwo wyższe wydają się zupełnie niereformowalne i chyba już na zawsze pozostaną niewydolnym skansenem komunizmu. Podobnie jak inny ważny dla rozwoju gospodarki obszar, czyli wymiar sprawiedliwości.

Wyjście z pułapki średniego dochodu wymagałoby głębokich reform w wielu obszarach. Na to się jednak nie zanosi, podobnie jak na opracowanie przez obecny rząd jakiejś spójnej strategii gospodarczej. Teoretycznie powinno się tym zająć Ministerstwo Gospodarki. Ale jego znaczenie jest marginalne, o czym świadczy choćby to, że kieruje nim przedstawiciel PSL, czyli partii koalicyjnej, z którą Donald Tusk niespecjalnie się liczy i która wielokrotnie pokazywała, że w rządzeniu najbardziej interesują ją państwowe posady.

Decydujący głos w tworzeniu ram prawnych i podatkowych dla biznesu ma u nas resort  finansów. Symbolicznie pokazuje to choćby fakt, że najważniejsze reformy zostały przeprowadzone na podstawie planu Balcerowicza, czyli ministra finansów. Również dziś premier słucha przede wszystkim Jacka Rostowskiego. To trochę tak, jakby za strategię rozwoju wielkiego koncernu odpowiadał główny księgowy. A dla księgowego najważniejsze jest to, żeby mu się rachunki zgadzały. Dlatego jest wysoce prawdopodobne, że głębokie reformy w Polsce zaczną się dopiero wtedy, gdy znajdziemy się w sytuacji takiej jak Portugalia czy Grecja.