W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, że litewski rząd wybrał Chevron jako głównego gracza na swoich złożach gazu łupkowego. Firma dostanie licencję nie tylko na prace przy łupkach, ale także na poszukiwania tradycyjnych kopalin energetycznych. Widać, że Litwinom na tym inwestorze zależy.
Prezydent kraju chwaliła się budową połączenia energetycznego ze Szwecją, które pozwoli Litwinom kupować tani prąd; a minister energetyki (nasz człowiek, bo z polskiej mniejszości i kształcony w Polsce) zapowiedział, że terminal LNG w Kłajpedzie ruszy w końcu przyszłego roku. Gaz dostarczą Norwegowie.
Gołym okiem widać, że w odróżnieniu od Polski, u naszego sąsiada politycy w kwestii energetyki mówią jednym głosem, a rząd ma i co ważne - konsekwentnie realizuje, strategię skierowaną na uwolnienie się od rosyjskiej dominacji w energetyce.
Tymczasem u nas wszystko drepcze w miejscu, brak jest jasnego sygnału dla inwestorów, że ich u siebie chcemy; brakuje ulg i wsparcie ze strony państwa; skutecznej polityki informacyjnej, która przekona lokalne wspólnoty do korzyści z nowych źródeł energii.
Tymczasem nic tu nie trzeba od nowa wymyślać, tylko spojrzeć na ostatnie dane w USA. Pisze o tym dzisiejszy The Wall Street Journal. Wydobycie ropy, dzięki taniej ropie z pokładów łupkowych, jest maksymalne od kilku dziesięcioleci. Technologia szczelinowania pozwoliła też na dostęp do taniego gazu. Wraz z nim pod niebiosa wzlatują zyski niewielkich firm wydobywczych, które jako pierwsze uwierzyły w łupki. A cała gospodarka korzysta na taniej energii. Stany mogą też zwiększyć eksport ropy; stały się samowystarczalne gazowo wyprzedzając pod względem wielkości wydobycia, już czwarty rok z rzędu Rosję.