2. OFE – czyli otwartego funduszu emerytalnego, który pomnaża je jak może, a państwo mu utrudnia, bo określa sztywną strategię inwestowania, zmuszając do kupowania głównie obligacji państwowych, o co potem ma duże pretensje.
3. PTE – czyli powszechnego towarzystwa emerytalnego, które zarządza OFE, które powinno dobrze zarządzać i mało za to brać, a jest odwrotnie.
4. Państwa – bo może dać i może zabrać. Poza tym gwarantuje za tzw. performance OFE (PTE?), czyli jak im totalnie nie wyjdzie (volitality of the market – zmienność rynków), to państwo i tak będzie musiało wypłacić emerytury z II filara.
5. Klientów, czyli ubezpieczonych w II filarze, którzy mają konta imienne, a na nich zapisy. Dostają oni raz do roku wyciąg z tego konta, nie mogą zabrać tych pieniędzy, nie mają wpływu na wybór strategii inwestowania; to, co mogą potencjalnie dostać w postaci emerytury, zależy od przepychanki między państwem i PTE, gdzie państwo gwarantuje jakieś minimum, a PTE w zależności jak wyjdzie.
Czyli mamy problem i to widać w dyskusji o modelu OFE. Dlatego trzeba szukać rozwiązań w ramach ograniczeń pojęciowych i instytucjonalnych, jakie mamy, a nie odwoływać się do jakiegoś abstrakcyjnego ideału, bo czegoś takiego nie ma, a w Polsce w szczególności.
I tu zaczyna się konstruktywna część felietonu. Moja propozycja jest następująca. Nie likwidujmy OFE, nie wypowiadajmy umów na zarządzanie PTE. Problem z nieprecyzyjną definicją czyje są pieniądze w OFE zredukujmy zmniejszając transfer do OFE do powiedzmy 1 proc. podstawy. Ale potraktujmy II filar jako benchmark dla indeksacji w ZUS, tych ubezpieczonych, którzy będą mieli ochotę być w obu filarach. Czyli te pieniądze, które szły kiedyś do OFE, zostaną w ZUS, jednak ich efektywność dla właścicieli, to znaczy przyszłych emerytów, będzie określana na rynku kapitałowym, na którym inwestują OFE.