Co się stało z pieniędzmi odkładanymi w SKO?

Bank PKO BP ruszył właśnie z wielką akacją promocyjną nowoczesnej wersji SKO. Dostosowanej do naszych czasów, oczywiście. To przypomniało mi, że też kiedyś miałem książeczkę SKO. Pamiętam, że wpłacałem. Nie pamiętam, że wypłaciłem...

Publikacja: 06.11.2013 11:05

Co się stało z pieniędzmi odkładanymi w SKO?

Foto: materiały prasowe

Ale być może tak się stało. Nie przeczę. Z pewnością są jednak w naszym pięknym kraju osoby, które wpłacały i na pewno nie wypłaciły. Ale od początku. Dzisiejsza młodzież i dzieci zachwycone Facebookiem, żyjące w sieci, raczej nie są w stanie sobie wyobrazić, jak mogła funkcjonować SKO. Tymczasem dla moich rówieśników, a jeszcze bardziej dzisiejszych czterdziesto- czy pięćdziesięciolatków, ta dwu-, czasami trzykartkowa książeczka w kolorze przydymionego błękitu jest wspomnieniem równie wyraźnym, co uliczne saturatory czy „Teleranek".

W dzieciństwie zebraną makulaturę nie zawsze wymieniało się na papier toaletowy. Czasami rodzice pozwalali te pieniądze zanieść do szkoły i wręczyć nauczycielowi. To samo z gotówką uzyskaną w skupie butelek. Okazuje się, że nauczyciel odgrywał i nadal odgrywa w tym systemie kluczową rolę. Zazwyczaj pieniądze z książeczek wypłacało się przed wakacjami. Żeby było na letnie wydatki. Byli jednak wśród nas bardziej ambitni. Ci zbierali dłużej i nie wypłacali, bo mieli plany inne niż jedne wakacje.

A potem nagle skończył się PRL. Na zakręcie historii książeczki SKO gdzieś się zapodziały. Może zakręt był za ostry i te z niego wypadły.  Mam jednak dobrą wiadomość. Pieniądze nie przepadły. Leżą sobie spokojnie od prawie ćwierć wieku w PKO BP i procentują. Kto wie, jaka tam jest gotówka. Może setki tysięcy złotych, może miliony, a może dużo mniej.

Dobra wiadomość jest taka, że można je odzyskać. Zła – że jest to wyjątkowo trudne. Nie przypadkowo napisałem, że kluczem jest tu nauczyciel. Trzeba go po tych dwudziestu kilku latach odnaleźć, bo to tylko on może sprawdzić, czy taka książeczka się w banku zachowała. Jeśli tak – uzyskuje on dostęp do pieniędzy tam zgromadzonych. A potem może wypłacić nam naszą część. Bank informuje, że po potwierdzeniu istnienia SKO dostęp do gotówki jest błyskawiczny.

Mimo to, może być to, delikatnie mówiąc, odrobinę skomplikowane. A co jeśli nauczyciel, który prowadził książeczkę i zapisywał nasze oszczędności, sam już nie musi oszczędzać, bo tam, gdzie jest, pieniądze nie są potrzebne? Warto więc wybrać się na poszukiwania swojego wychowawcy z podstawówki? Może przy okazji kolejnego klasowego spotkania po latach?

Procent składany przez prawie 25 lat mógł zrobić swoje. Jeśli tylko banki oprocentowanie pieniędzy na książeczce dostosowywały do obowiązujących stóp procentowych NBP... Te przecież przez wiele lat utrzymywały się na poziomie ponad 20, a nawet i 30 procent w skali roku. Dziś to zaledwie 2,5 procent. Obawiam się jednak, że pieniądze te dalej przeleżą w banku przez kolejne ćwierć wieku.

Ernest Bodziuch dziennikarz ekonomiczny Polsat Biznes

Ale być może tak się stało. Nie przeczę. Z pewnością są jednak w naszym pięknym kraju osoby, które wpłacały i na pewno nie wypłaciły. Ale od początku. Dzisiejsza młodzież i dzieci zachwycone Facebookiem, żyjące w sieci, raczej nie są w stanie sobie wyobrazić, jak mogła funkcjonować SKO. Tymczasem dla moich rówieśników, a jeszcze bardziej dzisiejszych czterdziesto- czy pięćdziesięciolatków, ta dwu-, czasami trzykartkowa książeczka w kolorze przydymionego błękitu jest wspomnieniem równie wyraźnym, co uliczne saturatory czy „Teleranek".

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację