Wywołało to całkowicie zrozumiały rezonans społeczny. Przedstawiciele partii opozycyjnych najpierw oniemieli ze świętego oburzenia, a następnie orzekli, że takiego przykładu politycznej korupcji w życiu jeszcze nie widzieli. Media podchwyciły temat, zgodnie piętnując niegodne zachowania polityków. Eksperci surowo i pryncypialnie zawyrokowali, że w firmie kontrolowanej przez państwo tak być musi zawsze. A ogół społeczeństwa nawet się specjalnie nie wypowiedział, tylko skomentował, że „jest jak zwykle".
Na marginesie tej (rzeczywiście paskudnej) sprawy pragnę nieśmiało przypomnieć o pewnym drobnym fakcie. Otóż jakieś cztery lata temu Rada Gospodarcza przy Premierze zaproponowała inny, oparty na najlepszych światowych praktykach mechanizm, który miał poprawić funkcjonowanie spółek, które w ten czy inny sposób kontroluje państwo. Mechanizm nieco podobny do pomysłu z powołaniem Rady Polityki Pieniężnej NBP – proponowaliśmy mianowicie, by premier powoływał nieduży, złożony wyłącznie z profesjonalnych autorytetów w dziedzinie zarządzania, nieodwoływalny (a więc mało podatny na naciski) komitet, który wybierałby członków rad nadzorczych reprezentujących Skarb Państwa w dużych firmach (w przypadku małych oczywiście proponowaliśmy, by je szybko sprywatyzować). Postulowaliśmy wprowadzenie zasad ładu korporacyjnego w tych firmach – np. zasady, że właściciel (czyli minister) nie ma prawa bezpośrednio i w ukryty sposób wtrącać się w zarządzanie, a może to robić tylko jawnie, za pośrednictwem swoich reprezentantów w radach. Nie wynikało to z naszego przekonania, że „państwowe jest lepsze". Raczej z realistycznej oceny, że sporo ważnych spółek przez najbliższe lata nie zostanie sprywatyzowanych. A wobec tego ważne jest, by były zarządzane jak najbardziej profesjonalnie (choć oczywiście nie mieliśmy złudzeń, że wyeliminujemy wszystkie problemy związane z państwową własnością w gospodarce).
Nasza propozycja spotkała się z przyjęciem raczej ironicznym. Większość polityków bardziej lub mniej jawnie powiedziała, że chyba spadliśmy z Księżyca, bo spółki państwowe nie są po to, by do ich rad kierował jakiś nikomu niepotrzebny komitet. Media w większości skomentowały, że proponujemy kolejną oszukańczą sztuczkę, która doprowadzi tylko do wzrostu biurokracji i stworzenia kilku hojnie opłacanych synekur (kolejny komitet!). Pytani o zdanie eksperci z wyższością stwierdzili, że pomysł jest pozbawiony sensu, bo zamiast poprawiać funkcjonowanie spółek Skarbu Państwa, należy je wszystkie sprywatyzować (choć doskonale wiadomo było, że tak się nie stanie). Przy niezbyt chętnym nastawieniu niemal wszystkich naszej propozycji udało się wspólnymi siłami ukręcić łeb.
Myślę, że słuchając nagrań z Wrocławia, owi „niemal wszyscy" mogą sobie teraz serdecznie pogratulować.