Psycholog radzi, jak rozmawiać z dziećmi na temat pieniędzy

Z Anna Gabryjelska-Basiuk, psychologiem dziecięcym, dyplomowaną psychoterapeutką psychologii procesu, o tym, jak pokazywać dzieciom świat pieniędzy, rozmawia Mateusz Ostrowski.

Publikacja: 12.12.2013 03:40

Red

Rz: Kiedy dzieci zaczynają rozumieć znaczenie pieniędzy?

Anna Gabryjelska-Basiuk: Na początku wartość symbolicznych przedmiotów jest dla dzieci bardzo umowna. Zbierają pieniądze tak jak kamyki czy muszelki. To się zmienia, kiedy dziecko zaczyna rachować, czyli ok. piątego–szóstego roku życia. To taki moment, kiedy dzieci wychodzą ze świata fantazji, gdzie krzesło jest naprawdę statkiem, a podłoga naprawdę oceanem, i zaczynają widzieć, że krzesło to krzesło, a podłoga to podłoga. Gdy zaczynają widzieć rzeczywistość tak jak dorośli, to po pierwsze przeżywają kryzys, a po drugie zaczynają wchodzić w bardziej dojrzałe postrzeganie świata, a co za tym idzie, rozumieć, o co chodzi z pieniędzmi. Wcześniej nie da się tego dzieciom wytłumaczyć, bo to się po prostu nie mieści w ich sposobie myślenia.

Ale kiedy dzieci zaczynają rozumieć znaczenie pieniędzy, pojawia się pytanie, jak z nimi na ten temat rozmawiać.

Jak o wszystkim, czyli adekwatnie do sposobu i możliwości pojmowania. Dzieci, kiedy się je dokładnie słucha i obserwuje, same pokazują, jak z nimi rozmawiać. Podstawowa reguła jest taka: powinniśmy odpowiadać na ich pytania, a nie edukować. Trzeba po prostu skupić się na tym, o co dziecko pyta. Jeśli będziemy chcieli wytłumaczyć mu coś, na czym nam zależy, podczas gdy ono pyta o coś całkiem innego, to nie będzie zainteresowane naszą odpowiedzią. Kiedy dziecko pyta: co można kupić za taki pieniążek, to trzeba mu powiedzieć: za taki pieniążek można kupić dwa lizaki. I tyle. Nie trzeba mówić, że za dwa pieniążki można kupić cztery lizaki, a te dwa pieniążki to tyle samo, co jeden papierowy itd.  Absolutnie nie. Dziecko wie, o co pyta, i na to pytanie trzeba odpowiedzieć.

A co ze starszymi dziećmi? Tymi z podstawówki.

Tu obowiązują te same zasady, choć dzieci w podstawówce są już gotowe, żeby słuchać i żeby je nauczać. Oczywiście na początku są bardziej podatne na opowieści, historie niż na koncepcje. Więc bardzo dobre są faktyczne opowieści z życia, o innym dziecku, naszych własnych przeżyciach, albo bajki poruszające wątki pieniędzy.

I tu jest kilka spraw, o których warto pomyśleć. Po pierwsze, pojawia się pytanie, co rodzice sami wiedzą o świecie ekonomii. To okazja, żeby się nad tym jeszcze raz zastanowić, może uzupełnić wiedzę. A jeśli czegoś nie wiemy, to lepiej przyznać się do tego i poszukać odpowiedzi, ale nie zniechęcać dziecka. Nie należy mówić mu: nie wiem, dowiesz się później, jak pójdziesz na studia.

Po drugie, bardzo ważne jest również to, jaką psychologię pieniądza mają sami rodzice, bo przecież fundują dziecku taki obraz świata, jakim sami dysponują. Czasami rozmowa z dzieckiem może być pretekstem, żeby się czegoś dowiedzieć albo żeby się skonfrontować z własnymi trudnościami.

Porozmawiajmy jeszcze o edukacji ekonomicznej, której brakuje w polskich szkołach. Jak uczyć ekonomii, zwłaszcza że czasami sami mamy z tą wiedzą problemy?

U wielu dzieci duch przedsiębiorczości budzi się sam. Obserwują rzeczywistość i widzą pewne zależności. Nie znam dziecka, które nie wpadłoby w pewnym momencie na pomysł, że będzie np. sprzedawać dynie, które rosną na działce, albo lemoniadę. Z naszej strony ważne jest to, czy powiemy: nie, to głupi pomysł, sanepid na to nie pozwala, czy też: super, zastanówmy się, jak możemy to zrobić. Fantazja dziecka jest bardzo ważna, może ona nie przystawać do rzeczywistości, ale nie można dzieci zniechęcać. Lepiej pomóc dziecku zorganizować przedsięwzięcie, doprowadzić je do końca, tak żeby marzenie miało praktyczny efekt. Trzeba pokazać dziecku, że pieniądze biorą się  z jego potencjału i umiejętności.

A zatem wspieramy kreatywność i chęć do działania.

A także sprawstwo. Nie ograniczamy dziecięcych fantazji, tylko w odpowiedni sposób sprowadzamy je na ziemię.

Rz: Kiedy dzieci zaczynają rozumieć znaczenie pieniędzy?

Anna Gabryjelska-Basiuk: Na początku wartość symbolicznych przedmiotów jest dla dzieci bardzo umowna. Zbierają pieniądze tak jak kamyki czy muszelki. To się zmienia, kiedy dziecko zaczyna rachować, czyli ok. piątego–szóstego roku życia. To taki moment, kiedy dzieci wychodzą ze świata fantazji, gdzie krzesło jest naprawdę statkiem, a podłoga naprawdę oceanem, i zaczynają widzieć, że krzesło to krzesło, a podłoga to podłoga. Gdy zaczynają widzieć rzeczywistość tak jak dorośli, to po pierwsze przeżywają kryzys, a po drugie zaczynają wchodzić w bardziej dojrzałe postrzeganie świata, a co za tym idzie, rozumieć, o co chodzi z pieniędzmi. Wcześniej nie da się tego dzieciom wytłumaczyć, bo to się po prostu nie mieści w ich sposobie myślenia.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację