W ostatnich dniach odnotowałem m.in. takie gospodarcze pomysły posłów PiS jak dotacje do paliwa dla promów (europoseł Gróbarczyk), czy nacjonalizacja kolejowych Przewozów Regionalnych (poseł Szałamacha). Ten ostatni pomysł zresztą bardzo ładnie się nazywa: „uskarbowienie" . To prawie jak „suwak bezpieczeństwa", którym rząd Platformy Obywatelskiej elegancko określił systematyczną konfiskatę oszczędności emerytalnych.
Etatystyczną praktykę rządu Platformy - PSL uzupełnia od wczoraj rozmach programu Prawa i Sprawiedliwości. Dla wolnorynkowca, który przeżył połowę życia w realnym socjalizmie, a połowę w realnym etatyzmie (z elementami kapitalizmu prywatnego), jest to lektura męcząca. Mimo, że są tam tak piękne sformułowania jak „państwo powinno dołożyć także wszelkich starań, by Poczta Polska nie przegrywała przetargów na obsługę pocztową instytucji państwowych z konkurentami". Albo: „zostanie przyjęta ustawa regulująca funkcjonowanie zakładów budujących statki (...). Wieloletni plan finansowania gospodarki morskiej będzie obejmować odpowiednie regulacje podatkowe oraz mechanizm gwarancji publicznych, chroniących zakłady przed utratą płynności finansowej oraz upadłością". Albo: „stworzymy fundusz gwarantowanych świadczeń rolniczych, finansowany ze składek przedsiębiorców skupujących płody rolne". Tu – wyjaśnijmy - chodzi o to, by uczciwi płacili za nieuczciwych.
Na ponad 160 stronach propozycji jest bez liku i nie można zarzucić programowi PiS , że nie ma w nim konkretów. Są. Tylko w programie podatkowym powrót do niższych stawek VAT , rozliczanie kasowe VAT, a także niższa stawka CIT dla niektórych firm oraz liczne ulgi i odliczenia pojawiające się w różnych miejscach programu. Plus szybkie podwyższenie kwoty wolnej od podatku w PIT. Nadto m.in.: obniżenie wieku emerytalnego , bezpłatny drugi kierunek studiów i dziesiątki innych pomysłów. Wspólna cecha – prawie żadnych rachunków, ile ta frajda by kosztowała.
Próbowałem policzyć, ale oczywiście to nierealne. Może to jest 5, a może 50 lub 500 mld zł rocznie. Potem próbowałem sprawdzić przynajmniej, jakie są proporcje między postulatami ograniczenia wydatków i podwyższenia dochodów, a propozycjami zwiększenia wydatków. Wyszło mi z grubsza, że między 1 do 5 a 1 do 10. Oczywiście oszczędności są mniej ważne niż wzrost podatków - tu przewiduje się m.in. nową stawkę PIT i podatek od instytucji finansowych oraz hipermarketów - a wzrost podatków niższy od eksplozji wydatków. Zresztą, jak byłby problem z finansami, to liczne miliardy przyniesie „uściślenie prawa podatkowego oraz reorganizacja służb skarbowych".
Wszystkie te palcem na wodzie pisane dochody przy nieograniczonych wydatkach mają posłużyć wyjściu z pułapki średniego dochodu, w który zdaniem PiS wpadła Polska. Otóż problem polega na tym, że patent kumulujący różne, czasem zupełnie odlotowe idee etatystyczne, jest właśnie pewną drogą do pułapki stagnacji. Eklektyczny etatyzm Platformy Obywatelskiej i narodowy etatyzm PiS - za oba zapłacimy mizernym wzrostem gospodarczym albo długiem publicznym, albo jednym i drugim.