Są w niej m.in. drobiazgowe regulacje dotyczące slimów,  mentoli (a ściślej zakazu ich produkcji), powierzchni wypełnionej ostrzeżeniami, kształtów opakowań i co tam jeszcze komu z pomysłodawców przyszło do głowy. Ciekawe, że zakaz produkcji dotyczy papierosów smakowych, czyli z dodatkami zapachowymi, a tych, które trują bez kompromisów -   już nie. Główny argument ekonomiczny zwolenników ograniczeń to koszty leczenia palaczy. Ale nikt przecież nie kazał wprowadzać przymusowych ubezpieczeń  i w dodatku o takiej samej stawce bez względu na to, czy ktoś dba o zdrowie czy nie. Czyli de facto nikt nie kazał wprowadzać podatku na zdrowie, zamiast prawdziwych ubezpieczeń .

Pod informacją znalazłem m.in. taki komentarz:   Czytam to, a przed oczami mam kadry z furystycznych filmów, w których w trosce o dobro i zdrowie ludzi zabierało im się ostatnie resztki wolności. Rozumiem, że papierosy są niezdrowe, ale niezdrowy jest też alkohol, wysoko przetworzona żywność, stres, niska higiena snu, gazowane napoje, brak ruchu i pewnie jeszcze milion innych rzeczy.

No i autor wykrakał. Właśnie poinformowano, że polskie ministerstwo finansów rozważa opodatkowanie akcyzą słodzonych napojów gazowanych. Natomiast  rząd wystąpił na wojenną ścieżkę przeciwko producentom tak zwanej śmieciowej żywności i chce zakazać jej sprzedaży w szkolnych sklepikach. Zwróćmy uwagę, jak coraz więcej  rzeczy nazywa się śmieciowymi – są umowy śmieciowe i śmieciowa żywność. W ten sposób pogardliwą  nazwą chce się zniechęcić do czegoś, co jest przydatne na rynku pracy albo smakowite, skoro ludzie, nie tylko dzieci, lubili te śmieci.

Kolejna kwestia do uregulowania (biorę wypisy tylko z jednego tygodnia) to reklamy. Coraz bliżej do ustawy ograniczającej reklamy – ogłasza z dumą Gazeta Wyborcza, której wydawca Agora jest właścicielem wielkiej firmy outdorowej. Tak się składa, że  dziś dość swobodne przepisy psują interesy gigantowi, więc gazeta od wielu miesięcy uprawia kampanię na rzecz inicjatywy prezydenta , wojuje z megareklamami itd.  Mówi   minister Dziekoński: "Przepisy mają dotyczyć nie tylko wszystkich reklam widocznych z ulic, placów czy skwerów, ale także małej architektury -  ławek, ogrodzeń, przystanków. Czyli samorządy ustalą, ile może być nośników reklamowych na danym obszarze, jakich i gdzie". Będą opłaty dla samorządu za zgodę na wyeksponowanie reklam oraz  zmiany w kodeksie wykroczeń, kary grzywny, więzienia etc. „Zmiany ułatwią ukaranie osoby, która zleca nielegalne umieszczenie ulotek" itd. itd. itd. Strach się bać.

Za każdym z ograniczeń, za każdą regulacją jest interes , jak nie polityczny to gospodarczy, jak nie gospodarczy to mentalny – w końcu w wielu kwestiach tak zwani aktywiści różnych zakazów nie mają z nich żadnej korzyści poza satysfakcją, że ich pogląd górą. Czasami jest to gra o sumie zerowej , ktoś straci, żeby ktoś mógł zarobić, na przykład samorząd na reklamach. A czasem wręcz o sumie ujemnej –  przepisy i regulacje hamują wzrost gospodarczy, ludzie mniej zarabiają, jest mniej pracy.  Ograniczenie nie kreuje wówczas wartości, lecz przeciwnie - je zatraca. Parafrazując: nie ma darmowej regulacji.