Do grona chętnych do pomocy już wcześniej przyłączyła się Polska, choć na razie z dość ogólną deklaracją kilkuset milionów złotych pożyczki. Nawet jeśli koniec końców będzie to mniej, to powinniśmy zadbać, by pomoc była jak najbardziej efektywna. I to nie tylko dla obdarowanego, ale i dla pożyczkodawcy.
Nie mamy tu większego doświadczenia, bo dotychczas byliśmy raczej w tej pierwszej grupie - nie licząc pozarządowych głównie charytatywnych akcji. Tu jednak chodzi nie tyle o filantropię (choć ta w przypadku Ukrainy także jest potrzebna), ale o biznes. Warto pamiętać, że kraje zachodnie, które z taką ochotą ruszyły nam z pomocą w latach 90.XX wieku, świetnie na tej pomocy zarobiły. Nie tylko zyskały dzięki niej duży, rosnący rynek, ale i w międzyczasie Polska stała się eldorado dla zagranicznych firm doradczych.
Podobnie jest z wartym miliardy dolarów amerykańskim offsetem, a także ze środkami z UE. Według danych Brukseli, z każdego euro, które trafiło do nas ze wspólnotowej kasy, ponad 60 eurocentów wróciło do krajów „starej" Unii w postaci zwiększonego eksportu na nasz rynek, czy udziału zachodnich firm w dofinansowanych z Unii projektach. Spiesząc więc teraz Ukrainie z sąsiedzką pomocą dobrze byłoby te zachodnie doświadczenia wziąć pod uwagę.
Jest już pierwszy sygnał, że to robimy ; to ogłoszony przed kilkoma dniami projekt prezydenta Komorowskiego, by utworzyć wart 300 mln zł fundusz wspierający małe firmy na Ukrainie. Co prawda to na razie wstępny plan, ale ciekawy; w ten sposób nie tylko uniknęlibyśmy ryzyka, że pomoc trafi do kieszeni oligarchów, ale też polskie firmy zyskałyby rzeszę wiarygodnych (bo sprawdzonych przez fundusz) partnerów.
Planując kolejne działania politycy (na czele z szefową resortu nauki i szkolnictwa wyższego) mogliby też pochylić się nad zgłoszoną niedawno na łamach 'Rz" propozycją prof. Grzegorza Kołodki, by szerzej otworzyć bramy polskich uczelni na studentów z Ukrainy. Niedawno złagodzenie przepisów wizowych to za mało. Szczególnie teraz przydałby się jakiś pakiet stypendialny, który pomógłby sfinansować studia zdolnej ukraińskiej młodzieży w Polsce. Owszem, będzie trochę kosztować, ale to nie tyle koszt, co inwestycja.