Jednak zanim uwierzymy w te bajeczki, przypomnijmy sobie dawne hasło: nikt nie da nam tyle, ile partia obieca.
Dla polityków najważniejsze jest utrzymanie się u władzy lub jej zdobycie. Dla tego celu gotowi są na wszystko, ze zrujnowaniem finansów państwa włącznie.
Wygląda na to, że słynna dziura Bauca z 2001 roku dawno poszła w zapomnienie. Przypomnijmy ją sobie – posłowie tracącego władzę AWS przegłosowali wiele ustaw, które zwiększały wydatki państwa i zmniejszały jego dochody. Jarosław Bauc, minister finansów, zebrał i podliczył skutki wszystkich tych projektowanych i już uchwalonych ustaw, ujawniając istnienie olbrzymiego deficytu. Ponieważ zrobił to tuż przed wyborami, zapewne przyłożył rękę do wyborczej klęski swej partii.
Wcześniej też nie było lepiej. Ileż to naobiecywali się kandydaci na polskich królów, gdy ubiegali się o koronę. Choć elekcje odbywały się co kilka, kilkanaście lat, i tak udało im się zdemoralizować szlachtę i rozbić państwo.
Teraz i my wchodzimy w okres wyborczego maratonu. W ciągu dwóch lat do urn pójdziemy cztery razy. To niebezpieczny czas dla finansów państwa. Ucierpieć może nie tylko budżet, ale i firmy. Wystarczy choćby wspomnieć o pomysłach ograniczenia oprocentowania odsetek od niektórych kredytów czy ulgowych cen prądu wykorzystywanych przez remizy Ochotniczej Straży Pożarnej.