Rz: Choć prognozy dla Polski dopiero zapowiadają deficyt pracowników, Work Service wskazał niedawno aż 15 branż, w których już dziś brakuje ludzi do pracy. Na czele są motoryzacja i nowe technologie – w tym IT, gdzie deficyt przekracza 30 proc. Co to oznacza w praktyce? Tomasz Hanczarek:
Mniej więcej na co trzecią ofertę pracy nie można znaleźć odpowiedniego kandydata. Oznaki deficytu są więc widoczne już dziś, choć obraz sytuacji na rynku pracy zaburza nadpodaż absolwentów kierunków humanistycznych. Zatrudnia ich sektor usług biznesowych, który wprawdzie szybko rośnie i przyciąga kolejne inwestycje, ale niestety nie na taką skalę, by wykorzystać ten potencjał. Co roku trzeba by nie 20–30 tysięcy, ale co najmniej 100 tys. nowych miejsc pracy w centrach usług. Brakuje jednak fachowców.
Są szanse, by przywrócić równowagę?
Są, ale wymaga to czasu. Deficyt fachowców to rezultat zniszczenia szkolnictwa zawodowo-technicznego, które teraz z trudem się odbudowuje. W rezultacie ten deficyt w najbliższych latach będzie się nasilał wraz z odchodzeniem starszych pracowników na emerytury. Tym bardziej że nie mamy dobrze rozwiniętych mechanizmów przekazywania praktycznej wiedzy poprzez mentoring czy system czeladniczy: doświadczony fachowiec pracuje w zespole z dwójką początkujących pracowników, dla których jest mistrzem.
Gdzie w Polsce jest dziś największy niedobór kandydatów do pracy?