Dynamika wynosząca 3,4 proc. to niezły wskaźnik, zwłaszcza gdy następuje po siedmiu kwartałach spadku tempa wzrostu oraz gdy porównywana jest z wynikami krajów naszej strefy ekonomicznej. Natychmiast jednak zareagowali dyżurni pesymiści. Według nich był to jednorazowy wyskok. Już od drugiego kwartału rozwój wyraźnie spowolni. Od strony mocno teoretycznej ma to być spowodowane wpadnięciem gospodarki polskiej w „pułapkę gospodarek o średnim wzroście"; chodzi o to, że jej struktura nie została przestawiona na branże nowoczesne, niosące postęp techniczny.

Oczywiście można ubolewać, że Dolinki Szwajcarskiej nie zamieniliśmy na Dolinkę Krzemową i że nie udało się nam – choć tu bym z pretensjami nie przesadzał – stworzyć przedsiębiorstwa na kształt fińskiej Nokii. Ale krajów będących pionierami postępu jest na świecie mniej niż krajów szybko się rozwijających. A np. Chiny samodzielnie wynalazły tylko proch, i to dość dawno.

Od strony praktycznej spowolnienie miałoby być spowodowane głównie słabnięciem handlu zagranicznego, (m.in. w związku z perturbacjami na wschodzie Europy), ale też brakiem wzrostu popytu krajowego. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę: Janusz Jankowiak uznał, że maksymalne możliwe tempo wzrostu w tym roku to 3,1 proc., a ze względu na kryzys ukraiński „dodatkowe wyhamowanie tempa wzrostu może sięgać 0,3–0,5 proc. PKB" (wzrost 2,6–2,8 proc. oznaczałby, że w kolejnych kwartałach wskaźnik PKB niewiele przekroczy 2 proc.). ?A według wicepremiera Janusza Piechocińskiego sytuacja na Wschodzie może obniżyć tegoroczny wzrost PKB o ponad 0,2 pkt proc., do nieco powyżej 3 proc.

Pesymiści mogli się podeprzeć danymi cząstkowymi. Rzeczywiście dynamika eksportu w pierwszym kwartale nie była olśniewająca (licząc w złotych, 6,8 proc.). Sprawiło to, że partycypacja popytu zewnętrznego we wzroście PKB spadła do 1 pkt proc. Dodatkowo w maju sprzedaż detaliczna wzrosła tylko o 3,8 proc. W porównaniu z kwietniowym wzrostem o 10,2 proc. rzeczywiście wyglądało to nie najlepiej. Wprawdzie przy szczegółowej analizie okazywało się, że to osłabienie wzrostu popytu krajowego wynikało głównie ze spadku sprzedaży samochodów (koniec promocyjnej wyprzedaży rocznika 2013), a niskie ceny i wzrost zatrudnienia latem powinny w następnych miesiącach powiększyć sprzedaż, jednak mimo to każdy, kto chciał karmić się pesymizmem, mógł znaleźć pożywkę.

Z kolejnych spływających danych płynie umiarkowany, bo umiarkowany, ale jednak optymizm. Po pięciu miesiącach dynamika eksportu wzrosła do 8,3 proc., a saldo handlu zagranicznego było dodatnie (279,1 mln zł; w analogicznym okresie ubiegłego roku było to minus  5051,5 mln zł). A to oznacza że wkład popytu zewnętrznego we wzrost PKB się zwiększa. Także dane z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej dotyczące bezrobocia są pomyślne. Stopa bezrobocia w czerwcu wyniosła 12,1 proc. Jest niższa niż przed miesiącem o 0,4 pkt proc. i niższa od oczekiwań. Jestem ciekaw, jakie będą dane o sprzedaży detalicznej, ale mój nos drażniony wszechobecnymi zapachami grilla przekonuje mnie, że 6,2-proc. spadek sprzedaży żywności raczej się nie powtórzy. Zwłaszcza że zapasy alkoholu nagromadzone w związku z podwyżką akcyzy też wyraźnie stopniały. A i piwa za zdrowie piłkarskich mistrzów świata trochę wypiliśmy.