Niekompetencja choćby osób pracujących na wszelkiego typu infoliniach i telefonach zgłoszeniowych jest czasami tak porażająca, że ręce opadają. Niby wszyscy wiedzą, iż pracujące tam osoby zarabiają mało i jednocześnie w okropnym stresie, ale dlaczego to osoba płacąca za usługę ma potulnie zgadzać się na wszystko – nie wypada upominać się o swoje? Zazwyczaj instytucje reagują szybko tylko wtedy, gdy wpływa do nich wniosek o rozwiązanie umowy. Mój, na szczęście już były, bank dopiero wtedy potrafił zaproponować zmianę, o którą wnioskowałem wcześniej kilkukrotnie.
Generalnie nie jest tak różowo. Teoretycznie można w każdej chwili zmienić dostawcę prądu. Niby tak, ale dlaczego tak mało osób się na to decyduje? Procedura to gehenna – firmom pewnie łatwiej przez to przebrnąć, zaś osoby, którym udało się dopiąć taką umowę, zasługują na dozgonny szacunek.
Wymieniać można długo – osoba starsza jest skazana na najbliższy jej miejscu zamieszkania sklep, nawet jeśli jest tam drogo, a obsługa jest niemiła. Coraz częściej mieszkańcy budynków wielorodzinnych mają „do wyboru" jednego dostawcę telewizji, a przez to także szerokopasmowego internetu, bo wspólnota podpisała z nim umowę. Swojej anteny zamontować nie mogą ze względów estetycznych. Tak jakby bloki z ohydnymi, pastelowymi elewacjami były pomnikami architektury.
Niestety, klasę wielu firm widać przy składaniu reklamacji – zwykłe „przepraszamy" zazwyczaj jest wysiłkiem ponad siły. Klient to dla nich po prostu zło konieczne.