To normalne, że chcemy mieć tyle, ile mają bogatsi sąsiedzi z Zachodu. Ale ponieważ wciąż nas na to nie stać, to nie ma nic prostszego, niż pójść po pieniądze do banku, a potem hulaj dusza, piekła nie ma – kupujemy nowe samochody, telewizory, wyprawiamy rodzinne imprezy. Kac przychodzi wraz z pierwszą ratą kredytu.

W podnoszeniu stopy życiowej czy zaciąganiu pożyczek w banku nie ma nic złego. Jeżeli nas na to stać, robimy to z umiarem i zdajemy sobie sprawę z tego, że zaciągnięte długi trzeba spłacać. A mam wrażenie, że polskie „zastaw się, a postaw się" często wygrywa z chłodną kalkulacją ekonomiczną. Dane pokazują, że co siódma pożyczka gotówkowa nie jest spłacana w terminie. Nie jest to tak dużo, żeby zacząć bić na alarm, ale wystarczająco, aby się zastanowić, jak kupować bardziej świadomie.

Przede wszystkim warto pomyśleć o tym, że zakupy na kredyt są po prostu droższe. Przykładowo, pożyczając ?3 tys. zł na komputer i spłacając odsetki przez pięć lat, w sumie zapłacimy za sprzęt ponad tysiąc złotych więcej. W dodatku płacenie comiesięcznych rat powoduje, że nasz budżet znów się nie dopina, więc potrzebna jest kolejna pożyczka. Nie wspominając już o tym, że zadłużanie się jest ryzykowne, ponieważ stanowi zobowiązanie, które spoczywa na nas bez względu na to, jaka będzie nasza sytuacja zawodowa.

W tej sytuacji rząd powinien stworzyć dogodne warunki do oszczędzania, choćby poprzez zachęty podatkowe. Przydałby się też porządny program edukacji ekonomicznej w szkołach, aby już dziecko wiedziało, że zadłużanie się na codzienne wydatki po prostu się nie opłaca.