To był wysiłek całego zespołu

Nie może być szczęśliwy prezes, którego naczelnym zadaniem od pewnego momentu było redukowanie linii lotniczej – mówi Sebastian Mikosz, szef PLL LOT.

Publikacja: 11.08.2014 11:13

Wreszcie dostaliście zgodę Komisji Europejskiej na pomoc publiczną. Ulżyło?

Oczywiście mamy poczucie satysfakcji. Ale na otwarcie szampana jest ciągle za wcześnie, bo nie może być szczęśliwy prezes, którego naczelnym zadaniem od pewnego momentu było redukowanie linii lotniczej. Ale takie są zasady, jeżeli linia otrzymała pomoc publiczną. Nie zmienia to faktu, że to jest sukces LOT, zespołu, który tutaj pracuje. To też pokazuje, że w kryzysie potrafimy się szczególnie mobilizować i działać zespołowo, co jest chyba naszą cechą narodową. A na przełomie 2012 i 2013 roku rzeczywiście sytuacja była krytyczna. W dodatku Komisja Europejska pokazywała niejednokrotnie, że nie można liczyć, iż będzie elastyczna i spojrzy na nas pobłażliwie. Swoje zdecydowanie udowodniła np., nakazując gdyńskiemu lotnisku zwrócenie publicznych pieniędzy czy wydając decyzję podobną do tej, która doprowadziła do bankructwa Malevu. Nie mieliśmy więc złudzeń, że się po prostu uda, bo na pozytywną decyzję trzeba będzie bardzo ciężko zapracować. Teraz musimy udowodnić – zgodnie z tym, co napisała sama Komisja – że jesteśmy trwale rentowni. Na szampana przyjdzie czas, kiedy złożymy zamówienia na nowe samoloty albo ogłosimy nowe kierunki połączeń.

Teraz musimy udowodnić – zgodnie z tym, co napisała Bruksela – że jesteśmy trwale rentowni

Innym liniom, które dostały zgodę na pomoc publiczną, Bruksela poleciła modyfikacje planu restrukturyzacji. Plan LOT został oceniony pozytywnie i nie musicie nic zmieniać. Czy nie ciął pan za głęboko?

Właśnie dlatego, że właściwie zastosowaliśmy środki kompensacyjne, dostaliśmy zgodę Komisji i Bruksela nie wskazała nam np., że trzeba ciąć kolejne połączenia. To także potwierdzenie, że trudne decyzje były właściwe – bo poprawiamy wynik finansowy. Sprawdził się również sposób działania, który minister Karpiński nazwał „byciem online". Komisja przyznała, że otrzymywała od nas wyczerpujące odpowiedzi. Czyli wszystko, co trzeba było zmieniać, zmienialiśmy dosłownie w biegu, ale bez nieprzemyślanych decyzji i analiz.

Teraz LOT czeka najtrudniejszy czas, przynajmniej rok?

To będzie strategiczny czas. Musimy podjąć decyzję co do wyboru floty, którą zamówimy w 2015 r. Natomiast pomysł na najbliższy rok jest najprostszy, bo został zapisany w planie restrukturyzacji. Musimy go po prostu realizować.

Weźmiecie kolejną transzę publicznych pieniędzy?

W tym wypadku mamy jedno stanowcze postanowienie – na razie ich nie potrzebujemy i zrobimy wszystko, żeby te pieniądze wziąć jak najpóźniej i zdecydowanie mniej, niż to zostało przewidziane. Im więcej weźmiemy, tym więcej połączeń będziemy musieli ciąć. Do końca 2015 r. musimy utrzymać założony poziom kosztów, przygotować się na zmiany we flocie, walczyć o jak największe przychody i dobrze zaplanować siatkę połączeń średnio- i długodystansowych na okres po zakończeniu restrukturyzacji. W najbliższym czasie wyślemy konkretne zapytania ofertowe do producentów samolotów. W przyszłym roku ogłosimy nowe połączenia.

Coś jeszcze LOT zaboli?

Mam nadzieję, że nie. Najtrudniejsze jest zamykanie połączeń i oddawanie rynku, zwłaszcza gdy ma się potencjał wzrostu. Musimy go więc wykorzystać inaczej, stosując metody zastępcze – na przykład wynajmując dreamlinery innym przewoźnikom, realizując nimi połączenia czarterowe w okresie zimowym. Wszędzie szukamy przychodów, ale chirurgiczne cięcia mamy za sobą. Najtrudniejszy pod tym względem był rok 2013. Rok 2014 zapamiętam jako ten, w którym nie mieliśmy turbulencji, a pasażerowie uwierzyli w dreamlinery. Zwolnienia grupowe mamy za sobą, finansowo jest lepiej.

LOT podpisał umowy code-share z Turkish Airlines ?i greckimi Aegean. Czy planuje pan coś więcej – na przykład joint venture?

Takie plany można rozważyć w przyszłym roku, ale joint venture muszą być pochodnymi nowej siatki połączeń. W joint venture trzeba inwestować, a my nie możemy tego robić do końca 2015 roku. Mam już listę linii, z którymi mogę o tym rozmawiać.

Kiedyś o LOT rywalizowały trzy duże europejskie linie ?– Lufthansa, Swissair i British Airways. Jaki dzisiaj byłby idealny partner?

Scenariusz idealny, ale najtrudniejszy do realizacji, to linia europejska. Mniej byłoby formalności, prostsze budowanie siatki. Chociaż gracze spoza Europy będą coraz bardziej widoczni w konsolidacji na naszym rynku. Najlepszy przykład to Etihad i Alitalia. Nie ukrywam, że decyzja Brukseli jest przełomem i nawiązujemy kontakty również z prywatnymi funduszami inwestycyjnymi. Po decyzji poziom ryzyka znacząco spadł.

Na pokładach LOT nie smakowała darmowa „buła", ale wprowadzenie płatnych posiłków bardzo napsuło krwi. Warto było?

Oczywiście. Proszę pamiętać, że na długich rejsach posiłki nadal są bezpłatne. Natomiast darmowe kanapki na rejsach europejskich kosztowały mnóstwo pieniędzy, duża część z nich się marnowała. Zachowaliśmy się więc racjonalnie. Z badań wyszło, że pasażerowie nie przywiązują wagi do menu, za to smaczniejsze, płatne posiłki zostały przyjęte z uznaniem. Pasażerowie potwierdzają, że kierunek zmian w naszej ofercie jest słuszny. Z jakichś powodów otrzymaliśmy ostatnio od pasażerów głosujących w ankiecie GlobeRunner Award nagrodę dla najlepszej linii lotniczej w regionie Europy, Afryki i Bliskiego Wschodu.

LOT rozesłał ankietę badającą poziom zadowolenia z programu Miles & More. ?Wiele osób odebrało to jako przygotowanie do wyjścia ?z całego Star Alliance...

Nie mamy w planach wyjścia ze Star Alliance. Ale Miles & More nie jest programem całego sojuszu. Większość linii ma własne, a Miles & More jest zarządzany przez Lufthansę. Zapewniam, że jakąkolwiek decyzję LOT podjąłby w przyszłości w sprawie własnego programu lojalnościowego, wszystko odbędzie się w ramach Star Alliance. Tak czy inaczej mile naszych pasażerów zawsze będą honorowane.

Wreszcie dostaliście zgodę Komisji Europejskiej na pomoc publiczną. Ulżyło?

Oczywiście mamy poczucie satysfakcji. Ale na otwarcie szampana jest ciągle za wcześnie, bo nie może być szczęśliwy prezes, którego naczelnym zadaniem od pewnego momentu było redukowanie linii lotniczej. Ale takie są zasady, jeżeli linia otrzymała pomoc publiczną. Nie zmienia to faktu, że to jest sukces LOT, zespołu, który tutaj pracuje. To też pokazuje, że w kryzysie potrafimy się szczególnie mobilizować i działać zespołowo, co jest chyba naszą cechą narodową. A na przełomie 2012 i 2013 roku rzeczywiście sytuacja była krytyczna. W dodatku Komisja Europejska pokazywała niejednokrotnie, że nie można liczyć, iż będzie elastyczna i spojrzy na nas pobłażliwie. Swoje zdecydowanie udowodniła np., nakazując gdyńskiemu lotnisku zwrócenie publicznych pieniędzy czy wydając decyzję podobną do tej, która doprowadziła do bankructwa Malevu. Nie mieliśmy więc złudzeń, że się po prostu uda, bo na pozytywną decyzję trzeba będzie bardzo ciężko zapracować. Teraz musimy udowodnić – zgodnie z tym, co napisała sama Komisja – że jesteśmy trwale rentowni. Na szampana przyjdzie czas, kiedy złożymy zamówienia na nowe samoloty albo ogłosimy nowe kierunki połączeń.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację