Ruch na rynku najmu coraz większy. Konkurencja też, więc najemcy mają coraz większe wymagania (np. balkon dla kota przy kawalerce, szklany stolik w dużym pokoju czy tolerancyjni sąsiedzi niewzywający policji w czasie sobotnich imprez).

Symboliczne oprocentowanie depozytów napędza rynek lokali na wynajem. Nieruchomości uznawane są za bezpieczną lokatę kapitału, więc w największych miastach od 30 do ok. 40 proc. mieszkań na rynku wtórnym lub pierwotnym sprzedaje się za gotówkę.

Jak wyliczają analitycy, trudno dziś zarobić więcej na długoterminowym wynajmowaniu mieszkania niż 4–5 proc. rocznie netto. Zdarzają się jednak okazyjne zakupy lokali, np. w Łodzi za 3–4 tys. zł za mkw., które podobno pozwalają wynajmującemu osiągnąć rentowność na poziomie 6 proc. netto rocznie.

Nie tylko nieatrakcyjne depozyty kierują inwestorów na rynek nieruchomości, także niepewność na giełdzie i coraz bardziej widoczny brak chęci do zadłużania się na mieszkania u młodych ludzi. Nie ma dziś wiele osób z pokolenia dwudziestoparolatków, które sięgają po kredyt hipoteczny, jak to robili dekadę temu dzisiejsze trzydziestoparolatki.

To dobry znak, że maleje chęć posiadania własnego mieszkania niemal równolegle z rozpoczęciem pierwszej pracy i że wybór: czynsz zamiast raty kredytu, jest w tej grupie wiekowej coraz częstszy.