Zanim jednak będzie o ustawie, to najpierw o tym, że historia tych przepisów jest dobitnym przykładem indolencji polskiego systemu stanowienia prawa. Może mało kto o tym wie, ale w naszym kraju upadłość konsumencka możliwa jest już od 2008 r. Przepisy jednak tak fatalnie skonstruowano, że sądy do tej pory wydały może kilkadziesiąt wyroków. I w zasadzie politycy od początku zdawali sobie z tego sprawę. Tym bardziej że ekonomiści, analitycy, prawnicy wielokrotnie i w wielu miejscach o tym mówili. I co? I przez ładnych parę lat nic...
Ja wiem, że przyjemniej niż głowić się nad mądrym prawem jest zjeść dobry obiadek na sali plenarnej, pojechać do cieplejszego kraju, biorąc na to pieniądze podatnika, czy zdrzemnąć się w czasie obrad, ale w końcu po coś tam politycy siedzą. I myślą. I sapią. I pot z nich spływa. Taka to ciężka perspektywa. To myślenie w tym przypadku zajęło dobrych sześć lat. Ale wreszcie się udało. W efekcie weszły w życie nowe przepisy.
Chciałoby się nawet powiedzieć – nowe przepisy dla milionów Polaków. A dokładnie dla dwóch milionów trzystu osiemdziesięciu tysięcy. Bo tylu dokładnie, według BIG Infomonitor, ma przeterminowane długi. Kwota zaległych zobowiązań przekracza 41 mld zł. Oczywiście i na szczęście nie wszyscy z tego skorzystają. To byłby czarny scenariusz i sytuacja gorsza niż wywołana największym z ostatnich kryzysów, ale eksperci mówią, że liczba wniosków o upadłość konsumencką może wzrosnąć nawet do kilkudziesięciu tysięcy.
Dla wielu osób będzie to prawdziwa ulga. Wyobrażam sobie bowiem tych, którzy popadli w kłopoty, a instytucje finansowe nie chcą z nimi współpracować tylko wysyłają do nich komorników albo sprzedają ich długi. Jeśli stan niewypłacalności powstał nie wskutek umyślnego działania, tylko np. z powodu utraty pracy, załamania się kursu złotego, sąd nie powinien robić problemów przy wniosku o upadłość. Dzięki niej zacznie się drugie życie. Wolne od długów.
Jest jednak jeszcze trzeci aspekt tej sprawy – chyba najrzadziej podnoszony. Nowa ustawa weszła w życie i najprawdopodobniej podniesie ceny usług finansowych... Może nie znacząco, ale banki będą musiały gdzieś odrobić straty i wkalkulować w koszty większe niż dotychczas ryzyko, które przyjdzie im ponieść. Jeśli sąd zdecyduje się umorzyć długi konkretnej osoby, jej dotychczasowi wierzyciele nie będą mogli przekazywać jej danych dalej – czyli do biur informacji kredytowych czy gospodarczych. Co więcej, dotychczasowe wpisy będą musiały zostać usunięte. Dotychczasowy dłużnik dostaje prawdziwą carte blanche. A przed bankiem, w którym będzie zaciągał nowe zobowiązanie, dobrowolnie raczej nie przyzna, że jest świeżo po bankructwie. Jednak coś za coś. I to pierwsze coś jest z pewnością dużo ważniejsze niż to drugie.