Rz: Czy polska bankowość jest uzależniona od technologii?
Dominik Fajbusiewicz:
Banki są dziś w takiej samej sytuacji jak telewizje czy gazety, które z jednej strony mają wciąż dużą grupę tradycyjnych klientów czy odbiorców, a z drugiej muszą dostosowywać się do tego, że większość klientów zmienia swoje nawyki. Niestety, nigdy nie wiemy z wyprzedzeniem, która z nowinek technologicznych się przyjmie. To generuje ryzyko, że postawi się na niewłaściwego konia. Jednocześnie banki muszą się mierzyć z konkurencją ze strony firm technologicznych, które coraz odważniej wchodzą w obszary zarezerwowane jeszcze do niedawna dla banków czy organizacji płatniczych. Już dziś widać, że za kilka lat transakcje będą rozliczane w zupełnie innych instytucjach niż dzisiaj, a rola banków w tej dziedzinie będzie znacznie ograniczona. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że banki podlegają nadzorowi, który dość rygorystycznie podchodzi do innowacji technologicznych.
Jednym z obszarów, w których widać tę pogoń za technologią, są placówki. Banki je unowocześniają, wstawiają wszędzie ekrany LCD...
Sądzę, że do niczego to nie prowadzi. Bo co będzie dalej? Zapalające się podłogi i ekrany na suficie? Miło na to popatrzeć, ale osobiście nie wierzę, że to przyciągnie klientów. Zwłaszcza że oddziały zaczynają świecić pustkami, bo klienci doskonale sobie radzą z założeniem lokaty czy wzięciem kredytu przez internet czy telefon. Dziś na popularności zyskują doradcy mobilni, tacy, którzy są w stanie dojechać z gotową umową do klienta. Tylko że przez internet czy telefon nie da się zbudować lojalności klientów.