Polak lubi rolnika, gdy ten szuka żony. Możne się z niego pośmiać, a jak mu się ta zabawa znudzi, wyłączyć telewizor. I rolnik zniknie. Gorzej, gdy rolnicy blokują drogi albo, tak jak dziś, szturmują stolicę. Wówczas budzą irytację. Bo ile można słychać o tym, że rolnikom żyje się źle. Szczególnie wtedy, gdy samemu pracuje się bez stałej umowy, za najniższą krajową lub wzięło się kredyt we frankach.
Złość jest tym większa, że miliardy złotych płynące co roku z budżetu do KRUS sprawiają, że rolnicze składnik są śmiesznie małe. Do tego trzeba doliczyć miliardy euro w postaci dopłat, na które składają się podatnicy w UE.
Polscy rolnicy na Unię narzekają, ale chętnie korzystają z wszelkich dotacji będąc prymusami w aplikowaniu. Nie podoba im się też wolny rynek, gdzie trzeba ostro walczyć o miejsce. Jednak, gdy ceny np. mleka szybowały na świecie w górę, to gwałtownie zwiększyli jego produkcję, mimo limitów produkcyjnych. Teraz za ich przekroczenie grożą im rekordowe kary i domagają się pomocy od państwa.
Do wyjścia na ulicę skłoniła ich także zbyt tania wieprzowina. Jej ceny znacząco spadły, bo z powodu afrykańskiego pomoru świń unijnego mięsa nie kupują Rosja i Białoruś. Polskiej wieprzowiny nie chcą też kraje Dalekiego Wschodu, bo to właśnie u nas pojawiło się ASF. Nikt nie mówi jednak o tym, że w ostatnim czasie staniały zboża, a więc i pasze. Niechętnie wraca się także do niedawnej przeszłości, gdy ceny żywca były wyższe. Jak podaje Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej „znaczący wzrost cen skupu żywca wieprzowego w 2011 r. spowodował, że w latach 2011-2014 ceny te wzrosły nominalnie o 3,1 proc., a realnie zmalały o 4 proc., a więc znacznie mniej niż ceny zbóż. Możemy więc mówić o pewnej poprawie opłacalności produkcji żywca wieprzowego w tym okresie".
Niestety, po raz kolejny przekonujemy się, że w Polsce, także na wsi, lepiej wychodzi nam gaszenie pożarów (a przynajmniej robienie wokół tego szumu) niż staranie, aby do nich nie doszło. Dopóki jest dobrze, niewielu rolników myśli np. o łączeniu się w grupy producenckie. Boleśnie o ich braku tuż po wprowadzeniu rosyjskiego embarga przekonali się chociażby producenci owoców i warzyw. Nasze rolnictwo jest też w dalszym ciągu rozdrobnione, a gospodarstw mogących rzeczywiście konkurować na wspólnotowym rynku wciąż niewiele.