Przewalutowanie kredytu, w myśl przyjętych przez Sejm przepisów, w określonych przypadkach może doprowadzić do obniżenia salda zadłużenia znacznie poniżej salda analogicznego kredytu złotowego – wyliczają analitycy Domu Kredytowego Notus. Z ich analizy wynika nawet, że w skrajnych przypadkach może oznaczać także całkowitą spłatę zobowiązania! Jak to możliwe? Zasady rozliczania różnic w saldach zadłużenia oraz wysokości zapłaconych rat kapitałowo-odsetkowych powodują, że dla kredytów zaciągniętych na okres do 10-15 lat przewalutowanie może doprowadzić właśnie do ich całkowitej spłaty!!!
To m.in. efekt zwiększenia przez sejm (który przyjął poprawki SLD) części kredytu, która miałaby być umorzona przez bank (w uproszczeniu 90 proc. różnicy między zadłużeniem walutowym a złotowym dla analogicznego kredytu). To nie pierwsze wyliczenia pokazujące paradoksalne efekt przedwyborczej legislacyjnej gorączki polityków.
Już szef KNF Andrzej Jakubiak (której szef optował dużo wcześniej za rozwiązaniem polegającym na podzieleniu ryzkiem po połowie przez banki i klientów) zwracał uwagę, że ustawa w obecnej wersji jest skrajnie niesprawiedliwa nie tylko dla tego, że nierównomiernie rozkłada koszty ryzyka, ale także dlatego, że najbardziej skorzystaliby na niej ci, którzy podjęli największe ryzyko czyli zadłużyli się we frankach wówczas gdy był on rekordowo niski.
Ale pierwotna wersja ustawy, którą „wysmażyła" PO też delikatnie rzecz ujmując była mało logiczna. Bo z jednej strony miała być skierowana do tych osób, które są w trudnej sytuacji z powodu zadłużenia we frankach, ale jednocześnie lekką ręką zwiększono limit metrażu, co oznacza, że może z niej skorzystać nawet singiel, który na kredyt kupił sobie „skromne" 100 metrowe „mieszkanko" lub 150 metrowy dom.
Wbrew pozorom nielogiczne jest także wprowadzenie warunku, w ramach którego do skorzystania z ustawy kwalifikują się kredyty dla których relacja zadłużenia do wartości nieruchomości wynosi co najmniej 80 proc.