Szef PPL tłumaczy, że chce się koncentrować na lotniskach dochodowych, a nie tych, do których trzeba dokładać. Wycofywanie się z mniejszych lotnisk miałoby prowadzić do przekazania pełni zarządzania nad nimi w ręce samorządów. Z punktu widzenia działalności PPL jest to działanie normalne i sensowne – koncentrujmy się na tym, co przynosi profity i miejmy na to wpływ, a tam, gdzie konfitur brak, nie ma sensu dalej działać, tym bardziej że wpływ na zarządzanie jest za mały, a nawet nikły.
Na sprawę warto też jednak spojrzeć od strony regionów. Oceniając zamiary PPL, można by przywołać klasyczne już stwierdzenie byłego prezydenta RP, który stwierdził „jestem za, a nawet przeciw". Dlaczego za? W końcu to nikt inny, tylko władze województw chciały (część dopięła swego) mieć porty lotnicze na swym terenie. W mijającym okresie 2007–2015 lotniska były oczkiem w głowie marszałków i regiony przeznaczyły na nie część pieniędzy europejskich z puli na lata 2007–2013. Jak się więc powiedziało „a", budując/modernizując lotniska za unijne euro, to naturalne się wydaje powiedzenie „b", czyli zarządzanie nimi. Dlaczego więc przeciw? Niestety, już doświadczenia przy powstawaniu niektórych lotnisk (np. w Szymanach na Warmii i Mazurach i bardzo trudna sprawa lotniska w Gdyni) oraz przy ich eksploatacji (nieczynny miesiącami port w Modlinie) jasno pokazały, że regiony albo sobie z lotniskami nie radzą, albo radzą z wielkim trudem. Po prostu samorządowcy nie są jeszcze gotowi na tak trudne wyzwanie.