Siergiej Pugaczew, rosyjski miliarder zwany swego czasu "bankierem Putina" złożył w Stałym Sądzie Arbitrażowym w Hadze pozew przeciwko Rosji o 12 mld USD. Pugaczew twierdzi, że rosyjskie władze skonfiskowały jego majątek bez odszkodowania, gdy wypadł on z łask Putina.
- W ciągu kilku ostatnich lat Rosja przeprowadzała wielostronne ataki przeciwko mnie, mojej rodzinie i moim inwestycjom. Nie chcę być zastraszany przez rosyjską taktykę – twierdzi Pugaczew. Pugaczew założył w 1992 r. Mieżprombank, który w ciągu kilku lat znalazł się w gronie największych rosyjskich banków. W rękach tego miliardera były również stocznie: Północna i Bałtycka oraz duże złoża węgla na Syberii. W 1999 r. pomagał Putinowi zdobyć władzę a później reprezentował Republikę Tuwy w rosyjskim parlamencie. Po wybuchu kryzysu finansowego z 2008 r. wszedł konflikt z otoczeniem biznesowym Putina. Rosyjska prokuratura oskarżyła go o zdefraudowanie 700 mln USD pomocy finansowej jakiej Bank Rosji udzielił Mieżprombankowi.
Władze zajęły jego aktywa w Rosji i wydały za nim list gończy. Kilka miesięcy temu Pugaczew złamał wydany przez brytyjskiego sędziego zakaz opuszczania Wielkiej Brytanii. Uciekł do Francji (której jest obywatelem od 2009 r.) twierdząc, że boi się o życie. Wcześniej znaleziono pod jego samochodem urządzenia śledzące.
Prawnicy Pugaczewa przyznają, że batalia przed sądem arbitrażowym będzie trudna i może zająć wiele lat. Wskazują jednak, że ten sam sąd w 2014 r. nakazał Rosji zapłacić 50 mld USD za wywłaszczenie akcjonariuszy koncernu naftowego Jukus należącego do Michaiła Chodorkowskiego. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nie komentuje pozwu, ale wskazuje, że kłopoty Pugaczewa z prokuraturą nie miały nic wspólnego z jego relacjami z Putinem. – Działania śledcze nie mają oczywiście żadnego związku z tym, czy ktoś ma przyjazne lub nieprzyjazne relacje z prezydentem – twierdzi Pieskow.