Czy Polsce potrzebny jest niezależny prezes NBP? Zdecydowanie tak. Dlatego słowa Rafała Trzaskowskiego z weekendowej konwencji o „końcu upolitycznienia i końcu niekompetencji w Narodowym Banku Polskim” mogą brzmieć obiecująco. Wszelako, chcąc spełnić tę obietnicę, Trzaskowski musi – po pierwsze – wygrać wybory. A po drugie, niezależnie czy się powiedzie próba postawienia Glapińskiego przed Trybunałem Stanu, czy dotrwa on do końca kadencji w 2028 r., Trzaskowski musiałby powstrzymać się od pokusy wyznaczenia na to stanowisko osoby silnie związanej z PO.
Dobrze sprawujący swój mandat prezes NBP powinien umieć się sprzeciwić zbyt niefrasobliwej polityce rządzącego ugrupowania – w imię konstytucyjnego obowiązku dbania o siłę polskiego pieniądza. Tu, od początku kadencji Adama Glapińskiego, nie mamy dobrych doświadczeń.
Dlaczego drogie masło to zła broń na Adama Glapińskiego
Nastawienie szefa banku centralnego – niezależnie kto rządzi krajem – ma istotny wpływ na poziom inflacji w kraju. Ale czynienie Glapińskiego przez Trzaskowskiego odpowiedzialnym za wzrost ceny kostki masła do 10 zł – jakkolwiek brzmi efektowne – jest nieporozumieniem.
Masło, obok innych produktów spożywczych, takich jak cukier czy zboża, należy do tzw. tradable goods, którymi handluje się na rynku światowym. I to rynki światowe mają wpływ na jego ceny.
Jak wynika z danych opublikowanych przez FAO, ONZ-owska agencję ds. żywności, masło drożeje już od 14 miesięcy. I właśnie pobiło globalny rekord cenowy. To skutek wzrostu popytu na świecie i ograniczonej podaży, wskutek m.in. mniejszych zapasów w zachodniej Europie. Tak więc wpływ na cenę masła ma raczej pogoda w mlecznych regionach, takich jak nasze Łomżyńskie, niż prezes banku centralnego.